Rozbudowa sieci tramwajowej – gdzie i jak

12 04 2016

Projektanci z gdańskiego Biura Projektów Budownictwa Komunalnego przedstawili propozycje odcinków linii tramwajowych, jakie miałyby zostać zbudowane w drugim etapie rozwoju olsztyńskiej sieci. Niestety, nie skorzystali z możliwości przygotowania prawdziwych wariantów i przedstawili po trzy wersje tych samych odcinków. Zmuszeni przez miasto opracowali później także opcje uwzględniające część uwag mieszkańców.

Ulica Barcza przy pętli autobusowej Nagórki

Ulica Barcza przy pętli autobusowej Nagórki – tędy mogłoby pobiec torowisko © OlsztyńskieTramwaje.pl

Zgodnie z założeniami przetargu na opracowanie projektu rozbudowy sieci dwa z trzech zaproponowanych wariantów miały przebiegać dokładnie trasą określoną w wymaganiach, w kwestii trzeciego pozostawiano projektantom pewną dowolność, dopuszczając przygotowanie wariantu alternatywnego, czyli przebiegającego inną trasą. Ta wytyczona przez miasto to ulice Krasickiego, Synów Pułku, Wyszyńskiego, aleja Piłsudskiego i ulica Dworcowa, bo założeniem było połączenie Jarot z Dworcem Głównym przez okolice fabryki Michelin. Możliwości innego przebiegu fragmentów – bo nikt nie mówi o trasie całkowicie innej – było co najmniej kilka, czego dowodzą kolejne warianty, powstałe po konsultacjach społecznych i przedstawione pod koniec marca. Projektanci z nich jednak nie skorzystali, a nawet więcej: dyrektor BPBK posunął się nawet do stwierdzenia, że po prostu wybrano trasę optymalną i dlatego nie warto było się pochylać na innymi możliwymi przebiegami torowiska. Nie jedyne to tak oryginalne stwierdzenie, ale o tym nieco później.

Zanim zagłębimy się w techniczne szczegóły poszczególnych propozycji, zacznijmy od rozważenia tego, co – i czy słusznie – zostało umieszczone na liście podstawowej, a co jest propozycją rezerwową. Nieznacznie zmieniał się początkowy przebieg tej trasy, bo najpierw za podstawowe zadanie uznano połączenie obecnej krańcówki Kanta z Dworcem Głównym i zamknięcie tramwajowego ringu, później jednak za dużo ważniejszą – zresztą słusznie – uznano linię na Pieczewo wzdłuż ulicy Wilczyńskiego, ale szukanie oszczędności spowodowało, że pełnej pętli nie będzie, a w zasadzie nie będzie to pętla prosta, którą można by wykorzystywać w ruchu liniowym. Na listę rezerwową został bowiem przesunięty liczący niecały kilometr odcinek między dzisiejszym przystankiem końcowym przy Kanta a skrzyżowaniem ulic Krasickiego i Wilczyńskiego. Ta wyrwa w ringu implikuje kolejne decyzje. Gdyby wspomniany odcinek nie powstał, a trzeba się z tym niestety poważnie liczyć, znika możliwość utworzenia linii obwodowej lub dodatkowych przystanków końcowych w postaci torów odstawczych przy którymś przystanku na trasie. Czterotorowa krańcówka Kanta jest dość duża, ale miasto obawiając się, że po rozbudowie sieci może okazać się niewystarczająca po podwojeniu liczby linii (planowanych jest utworzenie w sumie sześciu, a być może nawet siedmiu wobec dzisiejszych trzech) do planu podstawowego wpisało dodatkowy przystanek końcowy przy dzisiejszej pętli autobusowej Tęczowy Las. Obawy to nieuzasadnione, bo po planowanych zmianach z krańcówki Kanta zniknęłaby linia 1, czyli ta z dwóch kończących tam trasę, która ma wyższą częstotliwość. Przepełnienie więc temu przystankowi końcowemu na pewno nie grozi. Wybudowanie odcinka do pętli Tęczowy Las wymaga położenia zaledwie ok. 300 metrów torowiska wzdłuż ulicy Płoskiego. To główna argumentacja dla jego budowy, bo ta długość – a w zasadzie krótkość – nie poprawi w znaczący sposób obsługi ani osiedli powstających w pobliżu granicy miasta z gminą Stawiguda (w tym także po jej drugiej stronie), ani południowych Jarot, ani Zacisza. Czy warto w takim razie „gubić” setki metrów, które złożone razem być może bardziej potrzebne byłyby gdzie indziej?

Wątpliwości nie budzi sens wpisania jako podstawowej linii na Pieczewo. Dziesiątki tysięcy potencjalnych pasażerów, którzy już mieszkają w tym regionie miasta, powinny wystarczyć do zapewnienia rentowności tego odcinka, zwłaszcza że przebiegnie on ulicą Wilczyńskiego, będącą kręgosłupem dzielnicy, którą torowisko należało puścić już w pierwszym etapie. Wówczas jednak decydowały inne względy niż racjonalna analiza ekonomiczna i miasto licząc zapewne na sfinansowanie dokończenia budowy ulicy Witosa z pieniędzy na projekt tramwajowy (co się ostatecznie nie stało) wybrało przebieg torowiska tą właśnie ulicą. Paradoksalnie nie była to taka zła decyzja, bo przyczyniła się z pewnością do rozwoju i wzrostu atrakcyjności południowej części Jarot, choć jestem przekonany, że nie była to świadoma decyzja planistyczna i najważniejsza motywacja dla jej podjęcia. Linia na Pieczewo ma także potencjał rozwojowy, bo torowisko można będzie budować dalej wzdłuż planowanego przedłużenia ulicy Wilczyńskiego na tzw. Pieczewo II, czyli osiedle, które ma powstać na terenie byłego poligonu wojskowego. Na razie jest tam urocza dzicz, ale zacznie się to powoli zmieniać: już dziś mamy pierwszą jaskółkę w postaci utwardzonego, asfaltowego połączenia ulicy Krasickiego z ulicą Pstrowskiego (powstałego notabene jako objazd w czasie budowy pierwszego etapu sieci tramwajowego i pozostawionego dla wygody mieszkańców), a w niedalekiej przyszłości ruszy tam budowa nowego przebiegu ulicy Pstrowskiego, będącego przyszłym dojazdem do południowej obwodnicy Olsztyna. Ta ulica ma stać się osią nowego osiedla, które od 2007 roku ma już uchwalony plan zagospodarowania przestrzennego. Nie ma co prawda w nim rezerwy terenu pod torowiska tramwajowe, ale wciąż jest czas to naprawić, o co niniejszym do radnych i władz miasta apelujemy. W ostateczności tory i tak się najprawdopodobniej zmieścić by udało, bo rezerwy terenu pod pasy drogowe są niemal autostradowe, ale warto to uporządkować formalnie. Tereny zaplanowane pod budownictwo wielorodzinne z realną perspektywą poprowadzenia tam linii tramwajowej zawsze można sprzedać deweloperowi drożej, a to dla budżetu Olsztyna czysty zysk. Linię na nowe Pieczewo można na dodatek przedłużać tak bardzo, że w razie potrzeby mogłoby powstać nawet trzecie połączenie dzielnic południowych z miastem – wzdłuż Pstrowskiego aż do skrzyżowania z ulicami Synów Pułku i Wyszyńskiego. Inną sprawą jest, czy wobec perspektyw wyludniania się Olsztyna nowa dzielnica mieszkaniowa zacznie powstawać, ale po pierwsze – głód mieszkań w Polsce jeszcze przez pokolenia będzie niezaspokojony, a po drugie – warto być po prostu przygotowanym.

Ulica Wilczyńskiego przy pętli Pieczewo

Ulica Wilczyńskiego przy pętli Pieczewo © OlsztyńskieTramwaje.pl

Rezerwowe poza wspomnianym kawałkiem torowiska w ulicach Krasickiego i Witosa miałby być też dwa inne odcinki. Pierwszy z nich to wydłużenie odnogi „uniwersyteckiej” do tzw. Kortowa II, czyli w pobliże centrum konferencyjnego i budynków Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego przy ulicy Dybowskiego. To inwestycja bardzo oczekiwana, bo obecna linia wzdłuż ulicy Tuwima dociera tylko do skraju najstarszej części miasteczka akademickiego UWM, które w ostatnich kilkunastu latach znacząco się rozrosło. Przedłużenie – już dwutorowe – nadałoby ekonomiczny sens tej części sieci, bo obecny jej kształt ma wszelkie znamiona tymczasowości. Tego, że jest to dziś najsłabsze ogniwo olsztyńskiej sieci, dowodzi choćby fakt, że gdy w związku z koniecznością korekty zbyt optymistycznych rozkładów jazdy, zabrakło tramwajów i trzeba było gdzieś rozrzedzić ich kursowanie, Zarząd Dróg, Zieleni i Transportu bez wahania zdecydował się na taki krok w przypadku linii 3 jeżdżącej właśnie do kampusu uniwersytetu (swoją drogą, sukcesu tramwaju dowodzi, że mimo fatalnej, półgodzinnej częstotliwości kursowania tej linii są chętni do jeżdżenia nią). Wprowadzenie tramwaju w nową część Kortowa pozwoliłoby zastąpić nimi część linii autobusowych, które teraz pełnią główną rolę w obsłudze uczelni. Sens miałoby wówczas uruchomienie linii z dzielnic południowych do miasteczka uniwersyteckiego – w „Strategii rozwoju publicznego transportu zbiorowego w Olsztynie do 2027 roku” taką linię przewidziano: kursowałaby z Pieczewa jako numer 6. O skierowaniu tego odcinka na listę rezerwową zdecydowało najprawdopodobniej to, że po prostu coś trzeba było na nią zepchnąć, a charakteryzująca się dużą sezonowością (nawet godzinową) popytu linia do uczelni była najprostszym wyborem. Nie bez znaczenia jest też – mówiąc najdelikatniej – mało entuzjastyczne stanowisko władz UWM, które co prawda może nie promują takich pomysłów jak monorail na estakadach (była taka koncepcja w 2014 roku, ale jej ślady są wstydliwie usuwane z internetu), ale miłością do tramwajów bynajmniej nie pałają.

Większy problem jest z drugim odcinkiem rezerwowym. Łącznik – bo tak jest nazywany – w alei Piłsudskiego między ulicami Kościuszki i Dworcową ma większe znaczenie niż mogłoby się to początkowo wydawać. Wbrew pozorom nie będzie to głównie połączenie zapewniające ewentualne ominięcie zatoru na którejś z dwóch linii głównych sieci (zachodniej lub wschodniej). Połączenia poprzeczne tworzy się nierzadko z takiego właśnie powodu, ale w tym przypadku nie to jest kluczowe. Dużo ważniejsza jest inna rola tego odcinka. Trzeba przyznać uczciwie, że Dworzec Główny mimo wszystko nie jest tak dużym generatorem ruchu i raczej mało prawdopodobne, by mieszkańcy osiedli mieszkaniowych, przez które przebiegnie linia, codziennie chcieli do niego dojeżdżać. Punktami, które skupiają większy ruch mieszkańców, są oczywiście Śródmieście i w pewnym stopniu Stare Miasto. Większego ruchu można więc oczekiwać na trasie Pieczewo/Jaroty/Nagórki/Kormoran – Śródmieście niż Pieczewo/Jaroty/Nagórki/Kormoran – Dworzec Główny. Łącznik w alei Piłsudskiego umożliwi stworzenie linii, która taką potrzebę podróży zaspokoi. Zresztą jest ona przewidziana we wspomnianej tu już strategii transportu publicznego jako linia 5 – z Pieczewa do Wysokiej Bramy. Dlatego warto by za wszelką cenę starać się, by akurat ta trasa została przesunięta do grupy podstawowych, które na pewno zostaną zrealizowane i to w pierwszej kolejności.

MAN NL263-A21 #958 w alei Piłsudskiego przed halą Urania (6 kwietnia 2012)

MAN NL263-A21 #958 na linii 20 (dziś 120) w alei Piłsudskiego przed halą Urania (6 kwietnia 2012) © OlsztyńskieTramwaje.pl

Jeśli chodzi o szczegółowe rozwiązania techniczne, to żaden z przedstawionych wariantów nie jest idealny, ale też każdy zawiera pomysły godne uwagi. Gdyby skompilować najlepsze rozwiązania z nich wszystkich – a to zapowiedziała podczas konsultacji społecznych wiceprezydent miasta Halina Zaborowska-Boruch – to możemy otrzymać całkiem nieźle zaprojektowaną nową część sieci. Oczywiście, są też dobre pomysły i praktyki, których w przedstawionych projektach nie zastosowano, ale spróbujemy je tu podsunąć z nadzieją, że zostaną wykorzystane.

Zacznijmy od południa. Pętla Tęczowy Las, której sensowność budowania w pierwszej kolejności podaliśmy w wątpliwość, w wersjach przygotowanych przez BPBK broni się w zasadzie jednym: w jednym z wariantów zaplanowano przy nim pierwszy w Olsztynie parking Parkuj i jedź (Park & Ride, P+R). Co prawda niewielki, bo czym jest 80 miejsc w stosunku do liczby mieszkańców, którzy osiedli się ostatnio w okolicy – choć bloki tuż za granicą miasta leżą w strefie pieszego dojścia do przystanku – ale to dobry początek. Miejsce zostało wskazane już w analizie z 2011 roku, jest jednym z lepszych w Olsztynie na taki cel (tuż przy granicy miasta, ale przy węźle przesiadkowym), więc to raczej nie budzi wątpliwości. Parking zaplanowano w miejscu obecnej pętli autobusowej, która zmieniłaby się w autobusowo-tramwajową i miałaby inny układ (prostopadły do ulicy Płoskiego). Pod węzeł potrzeba będzie mniej więcej dwukrotnie więcej terenu niż zajmuje obecna pętla – miasto będzie musiało go dokupić. Odpowiedź na pytanie, dlaczego nie zaplanowano parkingu po drugiej, zachodniej stronie ulicy Płoskiego, gdzie w jednym z wariantów miałoby się kończyć torowisko, a miejsca jest więcej, jest prosta – pieniądze. Tam ani kawałek ziemi nie należy do miasta, więc koszt wykupu gruntu byłby wyższy. Zbudowanie parkingu bliżej skrzyżowania ulic Płoskiego, Witosa i Bukowskiego też stało się od czasu przygotowania analizy na temat parkingów P+R niemożliwe, bo w ciągu ostatnich pięciu lat zbudowano tam… dwa sklepy wielkopowierzchniowe – dyskont i supermarket.

Projekt krańcówki tramwajowej Tęczowy Las - wariant z parkingiem Parkuj i jedź

Projekt krańcówki tramwajowej Tęczowy Las – wariant z parkingiem Parkuj i jedź

Wracając jednak do samej krańcówki tramwajowej: we wszystkich wariantach jest ona czterotorowa, czyli bardzo rozbudowana. W dwóch znajduje się w miejscu obecnej pętli autobusowej, po wschodniej stronie ulicy Płoskiego, w trzecim – po zachodniej, równolegle do ulicy. W jednej z opcji jest wspomniany parking P+R, w innej parking Bike & Ride, czyli parking dla rowerów, jaki mamy już przy krańcówce Kanta. Czemu w wersji z Parkuj i jedź nie ma parkingu dla rowerów, choć ten zajmuje niewiele miejsca, które według map jest? Pozostanie to jedną z wielu tajemnic projektantów. Podobnie jak odpowiedź na pytanie, dlaczego tylko w jednym z wariantów zaplanowano rozjazd umożliwiając skręt z kierunku Tęczowego Lasu w ulicę Witosa (w obu kierunkach) – w innych do nowej krańcówki można dojechać tylko z ulicy Płoskiego z kierunku centrum. My zawsze będziemy wspierać budowę maksymalnej liczby możliwych rozjazdów, bo to daje możliwość bardziej elastycznego budowania sieci i połączeń. Rozjazd z kierunku nowej krańcówki w ulicę Witosa dziś może się wydawać mało potrzebny, ale po przedłużeniu linii od krańcówki Witosa i domknięciu tramwajowego ringu stanie się wręcz niezbędny.

Projekt przedłużenia linii w ulicy Witosa z ominięciem krańcówki Kanta

Projekt przedłużenia linii w ulicy Witosa z ominięciem krańcówki Kanta

Skoro wspominamy o dzisiejszym przystanku końcowym Kanta, to trzeba napisać o kuriozalnej propozycji, jaka się pojawiła w związku z planami przedłużenia kończącej się tam dziś linii w kierunku wschodnim. Bezpośrednio naprzeciwko dzisiejszych torów końcowych, po drugiej stronie ulicy Kanta znajduje się budynek usługowy, w którym mieści się m.in. pub. Nie ma fizycznej możliwości ominięcia tego budynku, więc przy przedłużaniu torowiska konieczne byłoby jego wyburzenie. To oczywiście wzburzyło przedsiębiorców prowadzących tam działalność. Dołączyli się do nich inni z dwóch czy trzech kolejnych budynków, przed którymi bezpośrednio znalazłoby się torowisko i wjazd na ich posesję (dostęp do drogi publicznej muszą mieć zagwarantowany) odbywałby się najprawdopodobniej przez torowisko. Miałoby to rzekomo utrudnić im prowadzenie biznesu. Przypomina to jako żywo XIX-wieczne lęki przed koleją – jeśli ktoś dziś uważa, że jego klienci go porzucą, bo będą musieli przejechać przez dwa tory tramwajowe, to wiele to mówi o prowadzonym przez niego biznesie.

Pod wpływem takich głosów miasto zleciło więc projektantom przygotowanie wariantu alternatywnego. Ci zadanie wykonali i efekt nas trochę przeraża. Zaproponowano, by tramwaje jadące dalej w kierunku wschodnim, w stronę ulicy Krasickiego, zjeżdżały jeszcze przed dzisiejszą krańcówką na pas między jezdniami (co wymagałoby zresztą zwężenia jednej z nich i likwidacji lewoskrętu z Witosa w Kanta na północ) i zatrzymywałyby się na przystanku za skrzyżowaniem. Oznacza to jedną z dwóch rzeczy. Albo miejsce to stałoby się kompletnie niefunkcjonalne dla pasażerów, którzy musieliby biegać między dwoma przystankami, bo różne linie odjeżdżałyby z różnych miejsc, albo dzisiejsza krańcówka musiałaby przestać funkcjonować – mielibyśmy tylko przystanek przelotowy, a cztery istniejące tory rdzewiałyby sobie puste. Każde z tych rozwiązań jest fatalne, nie wspominając już o tym, że jego zastosowanie wymusza przeniesienie torowiska w pas między jezdniami, co uważamy za mniej funkcjonalne, bo wydłuża wszystkim pasażerom czas dojścia do przystanku. Paranoicznymi lękami przed torowiskiem zajmować się nie będziemy, natomiast budynek do wyburzenia jest rzeczywiście kwestią, nad którą trzeba się pochylić. Naszym zdaniem miasto powinno zapłacić właścicielom budynku uczciwe odszkodowanie i nawet zaproponować ze swoich zasobów do zakupu działkę w porównywalnym miejscu, jeśli to możliwe – z jakąś bonifikatą. Oczywiście nie ma gwarancji, że ugodę uda się zawrzeć – wtedy trzeba sięgnąć po wywłaszczenie. Bo kiedy stawiamy na szali biznes jednej czy kilku osób i wygodę kilku czy kilkunastu tysięcy pasażerów korzystających w tym miejscu z tramwaju, wybór powinien być jasny. Zastanawiające, że kiedy burzy się budynki pod drogi, powszechnie się temu przyklaskuje, kiedy to samo ma nastąpić pod torowisko tramwaju, który przewozi tysiące ludzi, nagle staje się to rzekomym problemem. Ale nie zakładamy wersji negatywnej – wierzymy, że miastu i właścicielom uda się dogadać, jeśli tylko będzie wola z obu stron.

Okolice przystanku końcowego Kanta (4 marca 2016)

Okolice przystanku końcowego Kanta (4 marca 2016) © OlsztyńskieTramwaje.pl

Jednym z kluczowych pytań dotyczących drugiego etapu budowy olsztyńskiej sieci tramwajowej jest torowisko w ulicy Wilczyńskiego. Nie sama trasa, bo ta jest oczywista – od alei Sikorskiego do pętli Pieczewo – ale jej kształt i przekształcenia, jakim ulegnie przy tej okazji ulica Wilczyńskiego. Zaproponowane warianty zakładają przebieg linii obok jezdni, po jej północnej stronie (wariant I) albo w jezdni, z wykorzystaniem torowiska jako pasa tramwajowo-autobusowego (warianty II i III). Różnią się także lokalizacjami przystanków. W wariancie z torowiskiem poza jezdnią tramwaj stawałby przy Jarockiej, Hanowskiego, Malewskiego, Boenigka i Krasickiego. W pierwszej z wersji z torowiskiem w jezdni (wariant II) przystanki znalazłyby się przy alei Sikorskiego oraz ulicach Hanowskiego, Boenigka i Burskiego (bez przystanku przy skrzyżowaniu z Krasickiego), w drugiej (wariant III) – przy alei Sikorskiego (w kierunku Pieczewa) i Jarockiej (w kierunku alei Sikorskiego) oraz Malewskiego, Krasickiego i Boenigka. Wspólna dla wszystkich wariantów jest lokalizacja przystanków na odcinku pieczewskim – w miejscu obecnego przy Żurawskiego i końcowy tam, gdzie dziś znajduje się pętla Pieczewo. Nam najbardziej podoba się oczywiście opcja, w której przystanków jest najwięcej – wzdłuż całej ulicy Wilczyńskiego byłoby ich siedem (Jarocka, Hanowskiego, Malewskiego, Boenigka, Krasickiego, Żurawskiego, krańcówka Pieczewo). Częstsze przystanki to dłuższy czas przejazdu, ale na tyle niewiele, że jest to różnica do zignorowania w zamian za bliskie i wygodne dojście dla większej liczby pasażerów. Tramwaj w ulicy Wilczyńskiego tramwajem szybkim – w inżynierskim tego słowa znaczeniu, czyli bezkolizyjnym, na wydzielonym, wyizolowanym torowisku – nigdy nie będzie, więc można postawić na atut bliskości do tych, którzy będą nim na co dzień podróżować.

Pytaniem pozostaje, gdzie powinno znaleźć się torowisko – obok jezdni czy w niej. Zasadniczo jesteśmy zwolennikami torowisk z jezdni wydzielonych z dwóch zasadniczych powodów. Pierwszy to taki, że w takim wypadku część pasażerów ma do tramwaju dostęp absolutnie bezkolizyjny. Nie czeka na żadnych światłach, nie przepuszcza żadnych samochodów, tylko co najwyżej przechodzi przez torowisko i może jechać. W przypadku torowiska między jezdniami lub na środku ulicy czekają wszyscy. Może bardziej demokratycznie, ale bezsensownie. Lepiej niech część – najlepiej jak największa – ma bezproblemowy dostęp do przystanku, a ci, którzy czekać muszą, nie będą czekali wcale dłużej niż w przypadku przystanku między jezdniami. Drugi powód jest taki, że tramwaj może jechać szybciej, bo ma mniej punktów kolizyjnych z ruchem drogowym – przykładowo na klasycznym skrzyżowaniu z czterema wlotami przecina tylko jeden. Jadąc środkiem skrzyżowania musi liczyć się z większą liczbą – jak się to brzydko określa – relacji.

Ulica Wilczyńskiego

Ulica Wilczyńskiego Fot. Paweł Bukowski

Po rozmowach z mieszkańcami i fachowcami widzimy, że akurat w przypadku ulicy Wilczyńskiego jest jednak wielu zwolenników puszczenia tramwaju środkiem. Argumenty, które padają, to przede wszystkim wygodne przesiadki i ucywilizowanie ruchu samochodowego na tej ulicy. Rozwiązanie, które mamy na przystankach Centrum i Skwer Wakara, czyli wspólne przystanki autobusowo-tramwajowe (PAT), przyjęło się błyskawicznie i nic dziwnego, bo jest ono szalenie wygodne. Nas tylko zastanawia, na jakie linie będziemy się przesiadać z tramwaju na Wilczyńskiego, skoro zarówno niemal całe Jaroty i Pieczewo, jak i większość najważniejszych – znów slang transportowy – generatorów ruchu w mieście zostanie obsłużonych komunikacją tramwajową. W południowych dzielnicach mieszkalnych bez tramwaju pozostaną tylko Osiedle Generałów i Zacisze – miejmy nadzieję, że tylko czasowo. Po rozbudowie sieci tramwajowej liczba linii kursujących po Jarotach i Pieczewie z pewnością się zmniejszy. Ale przyznajemy, że dobry przystanek autobusowo-tramwajowy nie jest zły, nawet gdy ma on tylko potencjał do przesiadek, a nie realną możliwość. Drugi argument to wymuszenie dzięki umieszczeniu torowiska w jezdni przebudowy ulicy. Projektanci (albo jak ktoś słusznie skomentował podczas konsultacji społecznych: raczej rysownicy) z Gdańska jedynie przy takim rozwiązaniu zaproponowali bowiem rewitalizację ulicy. Przy torowisku biegnącym obok jezdni praktycznie oprócz skrzyżowań jezdnia pozostałaby nietknięta, a to dlatego, że BPBK nie zaprojektowało linii poza jezdnią, dlatego że to wygodne rozwiązanie, o nie. Jak (przypadkiem?) przyznali się twórcy projektów podczas jednego ze spotkań, chodziło o przygotowanie wariantu… jak najtańszego. A zatem nie wygoda dla mieszkańców rozwiązań, które tworzy się na dziesięciolecia, tylko tabelki księgowe. Straconego czasu pasażerów oczywiście się nie uwzględnia w kalkulacjach. Warianty z torowiskiem pośrodku Wilczyńskiego zakładają pozostawienie generalnie po jednym pasie ruchu w każdym kierunku, z dodatkowymi pasami skrętu w obrębie skrzyżowań. W jednej z opcji brak jakichkolwiek rozwiązań dla rowerzystów, w drugiej zaproponowano pasy dla rowerów w obu kierunkach. Co ważne dla właścicieli sklepów i zakładów usługowych być może nawet wzrośnie liczba miejsc parkingowych, więc ci, którzy doceniają wyłącznie klientów w samochodach, powinni być zadowoleni. Jak widać po spotkaniach konsultacyjnych, raczej nie będą, bo najwyraźniej nie zapoznali się z projektami. Miasto powinno takie obawy rozwiewać – próbę mediacji podjął jeden z radnych, mamy nadzieję, że akcja informacyjna się rozwinie i tych, których można przekonać, przekonać się da. A pozostałych… Cóż, warto tu przypomnieć, że w XIX wieku grupa „kupców” wywalczyła skutecznie odsunięcie linii kolejowej od niedalekiego od Olsztyna Pasymia. Dziś mamy wiek XXI i każdy, kto musiał dojechać pociągiem do Pasymia, zemści im z pewnością musząc pokonywać kilometry z dworca znajdującego się za miastem. Analogia oczywista – transportu szynowego bali się kiepscy sklepikarze kiedyś, boją się i dziś. Dobrzy dostrzegą w nim szansę na zdobycie nowych klientów. Centrum handlowe Manhattan przeżywa właśnie drugą młodość dzięki położeniu przy linii tramwajowej i możliwości bezpośredniego dojazdu do niego z osiedli, które parę miesięcy temu były poza zasięgiem.

Naszym zdaniem warto by jednak zastanowić się na połączeniem wariantów i tory puścić obok ulicy, którą należałoby przebudować na bardziej przyjazną ludziom, a nie samochodom. Wytyczenie pasów dla rowerów, zwężenie pasów (co zmusza do redukcji prędkości) i przebudowanie Wilczyńskiego na standard jednopasowy z pasami skrętu jest możliwe nawet wtedy, gdy tramwaj jedzie obok ulicy. Potrzeba jedynie dobrej woli.

Pętla Pieczewo

Pętla Pieczewo © OlsztyńskieTramwaje.pl

Osobną kwestią jest kształt przystanku końcowego Pieczewo. W każdym z wariantów proponuje się inny jej kształt, łączy je w zasadzie tylko fakt, że w każdym jest to krańcówka czterotorowa. Dwa z wariantów (te zakładające torowisko biegnące środkiem jezdni) przewidują jej umieszczenie tuż za dzisiejszą pętlą autobusową, w pasie zieleni między dwoma jezdniami ulicy Wilczyńskiego (dziś w tym miejscu jednojezdniowej). Jeden z nich zakłada nawet przesiadki drzwi w drzwi między tramwajem i autobusem, choć prawdę mówiąc nie za bardzo wiemy, kto i dokąd jadąc w dzisiejszym układzie komunikacyjnym miałby się przesiadać z autobusu na tramwaj lub odwrotnie na ślepo zakończonym odcinku sieci, skoro siłą rzeczy będzie można to zrobić bliżej cywilizacji. Ale nie narzekajmy – może to zadziałać przy przedłużeniu ulicy w przyszłości, a może jest tylko daniem możliwości wyboru środka komunikacji w ostatniej chwili, choć w dobrze skonstruowanym układzie nie powinno to być możliwe, bo w takim linie tramwajowe i autobusowe się nie dublują. Kuriozalny jest za to wariant, w którym tory idą poza jezdnią, po jej północnej stronie. W nim krańcówka z niewiadomych przyczyn umieszczona jest ukośnie, wzdłuż części dzisiejszej pętli autobusowej. Pomijając fakt, że nic nie uzasadnia dostosowywania się do istniejącej pętli, skoro jest możliwość skonstruowania od nowa całego węzła, to tory przecinają dzisiejszą ulicę i nagle po kilometrach biegu po północnej stronie Wilczyńskiego kończą się po jej stronie południowej. Przy tym wszystkim krańcówka miałaby się znaleźć na dzikim skwerku, który jest jedną z enklaw zieleni w okolicy (nie liczymy lasu na wschód od osiedla), mimo że nie ma zupełnie potrzeby ingerowania w teren w sumie rekreacyjny. Co więcej, w projekcie przez tory nie ma przejazdu w kierunku wschodnim, torowisko kończy bieg ulicy, co oznacza dwie rzeczy: brak możliwości dojazdu do istniejących budynków Wilczyńskiego 2 i brak możliwości przedłużenia ulicy na nowe Pieczewo, co nawet zapisane w miejscowych planach zagospodarowania. O ile drugie być może za lata, kiedy ulica będzie wydłużana, będzie do rozwiązania, o tyle dostawy żywności mostem powietrznym dla mieszkańców kilku odciętych w ten sposób bloków raczej nie wchodzą w grę.

Solaris Urbino 18 III #1064 na ulicy Krasickiego

Solaris Urbino 18 III #1064 na linii 126 na skrzyżowaniu ulic Krasickiego i Wańkowicza (29 lutego 2016) © OlsztyńskieTramwaje.pl

Podstawowy odcinek linii biegnącej z Jarot i Pieczewa zaplanowano wzdłuż ulicy Krasickiego. W przypadku tej trasy głównym problemem wydawało się być ukształtowanie terenu. Przez pewien czas była nawet mowa o tym, że być może torowisko pobiegnie inną trasą ze względu na problemy z wyprodukowaniem odpowiedniego taboru. Kiedy jednak okazało się, że problemem nie jest wyprodukowanie tramwaju, który pokonałby wzniesienia na Krasickiego (można o tym przeczytać m.in. w naszym wywiadzie z przedstawicielem Solarisa), koncepcja powróciła. Oczywiście, jeśli nie zostaną zastosowane specjalne rozwiązania inżynieryjne i trzeba będzie zamówić tramwaj o specjalnych parametrach, skomplikuje to sytuację przewoźnikowi, czyli MPK Olsztyn, bo pojazdy nie będą w pełni zastępowalne, ale linia powstanie i tak. Najlepszym rozwiązaniem byłoby takie wymodelowanie trasy, by jednak jej nachylenie nie przekraczało 6%, co pozwoliłoby na korzystanie z niej także kursującym już po Olsztynie Solarisom Tramino. Można to osiągnąć na różne sposoby – należałoby odpowiednio wcześniej przed skrzyżowaniem z ulicą Barcza, gdzie torowisko znalazłoby się najniżej, zacząć zagłębiać je w wykopie, w jednym z wariantów przewidziano też estakady, o czym za chwilę.

Projektanci przygotowali – jak w przypadku całej trasy – trzy warianty przebiegu torowiska. W pierwszym tramwaj jechałby po zachodniej stronie ulicy Krasickiego, po stronie Nagórek, w pozostałych dwóch tory znalazłyby się w pasie zieleni między jezdniami. Tak jak na Wilczyńskiego opcja z torowiskiem przy jezdni oznacza kosmetyczne zmiany w przebiegu ulicy, w pozostałych dwóch konieczne byłyby większe korekty. Dwa warianty „jezdniowe” różnią się przede wszystkim rozwiązaniami inżynieryjnymi – jeden to klasyczne torowisko w poziomie drogi, drugi przewiduje dwie estakady dla zniwelowania różnicy poziomów trasy. Pierwsza z nich – patrząc od południa – miałaby znaleźć się nad skrzyżowaniem ulic Krasickiego i Barcza. Na niej umieszczony miałby być przystanek tramwajowy w obu kierunkach. Pasażerowie mogliby się na niego dostać schodami lub windami. To oczywiście obniża jego dostępność, bo z polskiego doświadczenia wiemy, że windy w najlepszym przypadku zamieniają się w publiczne toalety, a najgorszym – i wcale nie tak rzadkim – przestając działać na tygodnie lub miesiące. Osoba starsza, niepełnosprawna czy rodzic z dzieckiem mogą w takim wypadku udać się na „najbliższy czynny taras widokowy we Wrocławiu”, czyli w tym przypadku na przystanki przy Jeziołowicza lub Wańkowicza. Hipotetycznie, bo w większości przypadków oznacza to rezygnację z podróży. Zdecydowanie lepszym rozwiązaniem są w takim przypadku pochylnie, ale planiści w projekcie nie znaleźli na nie miejsca. Druga estakada miałaby pozwolić na bezkolizyjne ominięcie skrzyżowania ulic Krasickiego i Synów Pułku. Miałaby się zaczynać za skrzyżowaniem ulic Krasickiego i Murzynowskiego, przy którym powstałby nowy przystanek, i kończyć się na Synów Pułku, na wysokości drogi dojazdowej do ogrodów działkowych „Dolinka”. Pomysł chwalebny, bo początek i koniec estakady znajdowałyby się na podobnym poziomie i pozwoliłaby ona uniknąć zjazdu do skrzyżowania Krasickiego z Synów Pułku, a następnie podjazdu. Tyle że… wystarczyłoby nie trzymać się drogi i ułożyć torowisko na skarpie bliżej domów Osiedla Mazurskiego i kwestia różnicy poziomów nam znika bez umajenia krajobrazu betonową kolumnadą.

Przystanek Synów Pułku

Przystanek Synów Pułku © OlsztyńskieTramwaje.pl

Projekty z estakadami wyglądają jak przeznaczone na odstrzał, głównie pewnie z powodu kosztów, choć ważniejsze powinny być ochrona krajobrazu i sensowność takiego rozwiązania. Gorzej, że projektanci ewidentnie promują rozwiązanie z torowiskiem między jezdniami – w przypadku Nagórek absolutnie bezsensowne, a dla pasażerów wręcz wrogie. Szef biura projektowego, które przygotowało koncepcje, co prawda zarzekał się podczas jednego ze spotkań konsultacyjnych, że jest zwolennikiem komunikacji zbiorowej, ale jednocześnie przyznał, że najczęściej podróżuje samochodem. I to niestety widać, choćby w jego innych wypowiedziach. Zapytany – w dobrej wierze – przez jednego z mieszkańców, który wariant by rekomendował, odpowiedział, że któryś z torowiskiem między jezdniami. To oczywisty absurd. Po co kazać pasażerom przekraczać jezdnię przy podróżach w obu kierunkach – po wschodniej stronie jezdni ulicy Krasickiego jest skarpa i żadnych zabudowań na niemal całym odcinku – skoro w przypadku torowiska po stronie Nagórek podróżujący tramwajem są całkowicie niezależni? Czy chodzi o oddanie hołdu samochodom i pokazanie, kto jest ważniejszy? Bo racjonalnego powodu nie ma żadnego. Tramwaj po zachodniej stronie Krasickiego to wygoda dla pasażerów, ale po raz kolejny wychodzą prawdziwe intencje – miasto tak naprawdę nie jest przekonane do nowoczesnych trendów, polegających na postawieniu na transport publiczny. Tramwaj po raz kolejny – jak w przypadku pierwszego etapu – jest sposobem na zdobycie pieniędzy na remonty i budowę dróg. Nieprzypadkowo linie w drugim etapie zaplanowano wzdłuż ulic od lat nieremontowanych – tramwaj ma być skarbonką, sposobem na wyciągnięcie pieniędzy na ich odnowienie. Taka krótkowzroczność będzie mieć wyłącznie fatalne skutki. Drogi i tak zostałyby odnowione prędzej czy później, a na kilkadziesiąt lat utrudni się dziesiątkom tysięcy ludzi codzienne podróżowanie, co z kolei może się przełożyć na niezadowolenie i argumenty przeciwko tramwajowi. Świetny środek transportu można w ten sposób zepsuć i za ileś lat, po dojściu do władzy w mieście jakiegoś populisty mogą pojawić się zakusy, żeby znów tramwaje zlikwidować, bo nie służą mieszkańcom tak, jak powinny. Ale wtedy już będziemy dusić się od smogu, stojąc w korkach nawet na najmniejszych ulicach…

Ulica Wyszyńskiego

Ulica Wyszyńskiego © OlsztyńskieTramwaje.pl

Kolejnym dowodem na prodrogową, a nie protransportową politykę władz Olsztyna jest propozycja poprowadzenia tramwaju ulicą Wyszyńskiego na całej jej długości. I może nie tyle samego poprowadzenia, bo na taki przebieg są pewne argumenty, o czym za chwilę, ale planowany sposób umieszczenia torowiska. Znów z trzech wariantów podstawowych dwa prowadzą środkiem jezdni tylko po to, żeby – zniszczoną, przyznajemy – ulicę wyremontować. Wariant z torowiskiem po stronie zachodniej, czyli po stronie osiedla Kormoran, zakłada – jak w przypadku wcześniejszych odcinków – minimalne ingerencje w istniejącą jezdnię. Jest on naszym zdaniem lepszy, bo znów: większość potencjalnych pasażerów mieszka po tej właśnie stronie ulicy, po drugiej znajdują się domki jednorodzinne Kolonii Mazurskiej (dla niewtajemniczonych – to dawna potoczna nazwa Osiedla Mazurskiego),  sklepy i hurtownie oraz niewielkie osiedle. Jest jednak nawet lepszy pomysł. Wzdłuż całej ulicy Wyszyńskiego, równolegle do niej biegnie droga wewnętrzna, zwana nieoficjalnie ulicą Parkingową. Między ulicą Wyszyńskiego a nią znajdują się – a jakże – parkingi i pojedyncze budynki, zaś dopiero za nią zaczyna się właściwe osiedle. Ruch na tej uliczce jest stosunkowo niewielki, więc poprowadzenie nią torowiska nie spowodowałoby znaczących utrudnień (nie mówiąc o tym, o ile mniej uciążliwa byłaby budowa). Tramwaj znalazłby się znacząco bliżej dużych grup potencjalnych pasażerów, byłby szybszy, bo uwolniony od regularnego ruchu ulicznego. Same zalety, ale potrzeba odwagi, by się na takie rozwiązanie zdecydować. Z drugiej strony to wyłącznie kwestia decyzji – nie ma powodu, by podjęcie jej było trudniejsze w Olsztynie niż we Francji czy Niemczech, gdzie tak się linie tramwajowe dziś buduje.

Droga wewnętrzna wzdłuż ulicy Wyszyńskiego, nazywana nieoficjalnie ulicą Parkingową

Droga wewnętrzna wzdłuż ulicy Wyszyńskiego, nazywana nieoficjalnie ulicą Parkingową © OlsztyńskieTramwaje.pl

Po konsultacjach i wnioskach społeczników (w tym naszym) projektanci przygotowali opcję poprowadzenia tramwaju przez osiedle Kormoran inną trasą – od skrzyżowania Wyszyńskiego, Żołnierskiej i Augustowskiej miałby on pojechać Żołnierską do Dworcowej i dalej już tą ulicą aż do Dworca Głównego. Pierwotne założenie – przypomnijmy – zakłada przebieg torowiska ulicą Wyszyńskiego na całej długości, następnie aleją Piłsudskiego i dopiero od placu Inwalidów Wojennych Dworcową do dworca. Naszym zdaniem ta opcja ma poważne zalety. Po pierwsze: tramwaj przejeżdżałby nie obrzeżem, lecz przez środek dużego osiedla, jakim jest Kormoran. W literaturze branżowej przyjmuje się, że strefa oddziaływania przystanku, czyli odległość, jaką ludzie są gotowi pokonać, by skorzystać z tramwaju, wynosi 400-500 metrów. W przypadku takiej trasy wspomniana strefa objęłaby praktycznie całe osiedle. Po drugie: kwestia tak zwanych generatorów ruchu. Miasto jako przyczynę poprowadzenia trasy przez Wyszyńskiego i aleję Piłsudskiego wymienia fakt, że jest tam więcej instytucji, które przyciągają potencjalnych pasażerów – fabryka Michelin, stadion miejski (w zasadzie stadion klubu piłkarskiego Stomil), pływalnia Aquasfera, IV LO. Do fabryki ruch jest praktycznie trzy razy dziennie, kiedy następują zmiany, liceum to niewielka skala, bo jaka część uczniów będzie mieszkać akurat przy trasie tramwaju, Aquasfera – zgoda, ale czy to tak duża grupa pasażerów, wreszcie stadion – przepraszam, ale mecz piłkarski co dwa tygodnie gromadzący 2-3 tysiące ludzi to nie jest powód dla budowania linii tramwajowej. Tymczasem przy przebiegu przez Żołnierską i Dworcową mamy generator jeden, ale za to potężny – Szpital Dziecięcy z kompleksem przychodni. Dodatkowo w zasięgu kilkuminutowego spaceru z przystanku jest drugi szpital – Wojewódzki. Dla pasażerów „linii wschodniej” pewnie byłaby to atrakcyjna oferta dojazdu zamiast przesiadki na tramwaj kursujący Obiegową. Warto taką opcję poważnie rozważyć. Co prawda z danych Zarządu Dróg, Zieleni i Transportu wynika, że z przystanków na proponowanym odcinku przez Wyszyńskiego i aleję Piłsudskiego korzysta o mniej więcej jedną czwartą więcej pasażerów niż z tych wzdłuż ewentualnej trasy przez Żołnierską i Dworcową, ale należy pamiętać, że w tym drugim przypadku nie ma żadnej linii, która jechałaby obiema tymi ulicami i można by ją porównać do trasy tramwaju, a także, że zespoły przystanków są tu tylko dwa, podczas gdy na pierwszym odcinku o jeden więcej.

Przystanek Dom Kultury Agora na ulicy Żołnierskiej

Przystanek Dom Kultury Agora na ulicy Żołnierskiej © OlsztyńskieTramwaje.pl

Zwolennicy tramwaju przez Wyszyńskiego i aleję Piłsudskiego argumentują, że linia przez Żołnierską i Dworcową łączyłaby duże osiedla mieszkaniowe z dużymi osiedlami mieszkaniowymi, a w takich relacjach ludzie wcale tak często nie podróżują, bo jednak najczęstszym schematem podróży jest dom-praca-dom, a nie dom-rodzina/znajomi- dom. Przy Wyszyńskiego i alei Piłsudskiego miałoby być więcej generatorów ruchu niebędących miejscami zamieszkania, lecz pracy, handlu czy rozrywki. Do pewnego stopnia można się z tym zgodzić, ale tylko w wypadku, gdy patrzymy krótkoterminowo. Jeśli uwzględniamy powstanie łącznika w alei Piłsudskiego między ulicą Kościuszki a placem Inwalidów Wojennych, sytuacja zmienia się diametralnie. Wtedy opcja prowadząca przez środek osiedla Kormoran daje nam lepsze wykorzystanie tramwaju mogącego przewieźć pasażerów do głównych generatorów ruchu w mieście, czyli Śródmieścia i Starego Miasta. We wspominanej tu już strategii rozwoju transportu publicznego w Olsztynie do roku 2027 taka linia zresztą jest zaplanowana – „piątka” miałaby łączyć Pieczewo z Wysoką Bramą właśnie poprzez torowisko w środkowej części alei Piłsudskiego. Na Dworzec Główny większość pasażerów podróżować będzie z rzadka, do centrum miasta jednak zdecydowanie częściej. Gdy tych pasażerów będzie więcej, tramwaj będzie miał też większy sens.

Ulica Dworcowa

Ulica Dworcowa © OlsztyńskieTramwaje.pl

Jeśli chodzi o lokalizację torowiska, to w przypadku ulicy Dworcowej nie budzi ona kontrowersji – tu akurat chyba wszyscy zgadzają się, że najlepszym rozwiązaniem są tory w pasie zieleni między jezdniami. Jest on wystarczająco szeroki, gęstość zaludnienia po obu stronach ulicy jest równomierna, a najstarsze odcinki ulicy, gdzie zachowano tradycyjny układ pierzejowy (na osiedlu Pojezierze – między placem Ofiar Katynia a parkiem Kusocińskiego) zamiast modernistycznych dzikich pól, powodują, że jest to opcja najmniej uciążliwa dla mieszkańców. Ulicą Żołnierską między Wyszyńskiego a Dworcową tramwaj – według projektu przygotowanego przez BPBK po pierwszych spotkaniach konsultacyjnych – miałby jechać obok jezdni, po jej południowej stronie (tam, gdzie Szkoła Podstawowa nr 22). To także rozwiązanie słuszne – Żołnierska wciąż jest ulicą z ruchem więcej niż lokalnym, więc nie ma sensu niepotrzebnie mieszać ruchu tramwajowego z samochodowym. Tramwajowi separacja od aut na pewno posłuży. Podobnego argumentu należałoby użyć, gdyby tramwaj pojechał jednak aleją Piłsudskiego od Wyszyńskiego do placu Inwalidów Wojennych. Tu także ewentualne umieszczenie torowiska w jezdni, co przewidują dwa z trzech projektów, może być uzasadnione głównie chęcią wyciągnięcia na remont tejże jezdni pieniędzy z funduszy na transport publiczny. Opcja z torowiskiem obok ulicy zakłada jego ułożenie po stronie północnej, czyli tam, gdzie stadion, pływalnia, park, ale nie tam, gdzie większość pasażerów. Po południowej stronie znajduje się ogromny kwartał zabudowy – jego mieszkańcy mogliby wsiadać i wysiadać z tramwaju, nie oglądając się na to, czy jadą samochody, czy nie, ale grupa projektantów z Gdańska postanowiła im tę możliwość odebrać w imię… no właśnie: w imię czego? Miejmy nadzieję, że jeszcze zostanie to zmienione.

MAN A23 #1114 na przystanku Michelin-Biuro (29 lutego 2016)

MAN A23 #1114 na linii 141 na przystanku Michelin-Biuro (29 lutego 2016) © OlsztyńskieTramwaje.pl

I dochodzimy do gwoździa programu, prawdziwej crème de la crème projektu „rysowników” z BPBK. Przez nikogo niezapowiadany pojawił się bowiem w planach nowy odcinek – 450 metrów toru wzdłuż ulicy Leonharda. Według różnych wariantów raz jest jedno-, raz dwutorowy, raz idzie środkiem ulicy, raz jej bokiem (po stronie stadionu Stomilu), wspólną cechą jest jego zakończenie dwutorową krańcówką przed lub za skrzyżowaniem z ulicą Pana Tadeusza. Z naszych informacji wynika, że koncepcja tego fragmentu sieci, który nie wynika z żadnych wcześniejszych zapisów czy założeń, została wprowadzona po naciskach firmy Michelin, której fabryka opon znajduje się tuż obok. Przedstawiciele francuskiej firmy uczestniczyli w spotkaniach zespołów przygotowujących założenia drugiego etapu budowy sieci tramwajowej – to właśnie wtedy mieli okazję złożyć zapotrzebowanie na „prywatną” linię do swojej fabryki. Już to jest małym skandalem, bo choć rozumiemy, że Michelin jest bodajże drugim po Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim pracodawcą w mieście, to jednak mieszkańców Olsztyna jest dużo więcej, a ich przedstawiciele – choćby w postaci organizacji pozarządowych – w takich spotkaniach udziału okazji brać nie mieli. Skandalem większym jest, że Wielki Brat z Clermond-Ferrand, który już raz – przypomnijmy – mocno lobbował w sprawie konkretnego rozwiązania i istniało realne zagrożenie, że w Olsztynie zamiast klasycznego tramwaju pojawi się hybryda (choć właściwsze było by raczej określenie „chimera”) w postaci translohra, nadal uważa, że ma prawo wpływać na życie miasta. Miasta, w którego życie specjalnie się nie angażuje – Michelin, w przeciwieństwie choćby do Indykpolu, nie sponsoruje miejscowych zespołów sportowych, nie wspiera w widoczny sposób olsztyńskiej kultury czy innego rodzaju instytucji. Intensywnie szukaliśmy informacji o tym w internecie, w tym na stronie internetowej firmy: poza wsparciem dla Szpitala Dziecięcego i akcji treningowej dla szkół w województwie – nie Olsztynie – nie znaleźliśmy przykładów. Olsztyn jest dla Michelin lokalizacją jak każda inna na świecie – gdy rachunek ekonomiczny tak zdecyduje, może przenieść produkcję do innego miasta czy kraju (niedawno taki los spotkał fabrykę koncernu w Budapeszcie). I teraz takiej firmie miasto miałoby zafundować z własnych funduszy odcinek sieci tramwajowej, którego ekonomiczny sens jest żaden, a wręcz byłby on tylko generatorem kosztów?

Rzadko używamy mocnych słów, ale tym razem musimy: pomysł tego odcinka jest idiotyczny. Linia wzdłuż Leonharda miałaby 450 metrów i prowadziłaby do dzisiejszego przystanku Michelin-Brama nr 6. Od niedawna kursuje do tego przystanku specjalna linia dowozowa dla pracowników fabryki, z rozkładem dostosowanych do godzin rozpoczęcia i zakończenia zmian – nosi numer 141. Przygotowując się do konsultacji społecznych w sprawie rozbudowy sieci postanowiliśmy sprawdzić, jakim zainteresowaniem się ona cieszy, bo pozwoliłoby oszacować popularność linii tramwajowej, która jechałaby do tego samego przystanku końcowego. W dzień powszedni (29 lutego 2016) wybraliśmy się na ulicę Leonharda przed godziną 14, kiedy autobus powinien przywieźć pracowników Michelin jadących do pracy na drugą zmianę. I 141 rzeczywiście ich przywiozło. Dziewięciu. Pięć osób wysiadło na przystanku Michelin-Biuro, cztery pojechały do końcowego Michelin-Brama nr 6. W przegubowym MAN-ie, który ich przywiózł, mogliby zmieniać miejsce co przystanek, a i tak nie udałoby się usiąść na wszystkich. Czy dla takiego popytu Olsztyn ma budować linię tramwajową do fabryki opon? Byłby to niebezpieczny precedens, bo co większe rodziny wielodzietne też mogłyby zażądać dociągnięcia torowisk do ich domów. Według słów przedstawiciela Michelin podczas konsultacji, w fabryce pracuje ponad 4 tysiące osób, do tego należy doliczyć praktykantów, kooperantów, kontrahentów. Nawet zakładając, że tysiąc z tych ludzi mieszka na Pieczewie, Jarotach czy Nagórkach i że nikt z nich nie ma samochodu albo wszyscy decydują się z niego zrezygnować, to i tak otrzymujemy liczbę, którą możemy w pełni obsłużyć kilkoma autobusami przegubowymi, które na dodatek mogą mieć bardziej elastyczną trasę i rozkład. Nie ma co wymyślać koła na nowo – takie rozwiązanie już w Olsztynie funkcjonuje. Linia 131 powstała we współpracy z firmą Indykpol i dowozi pracowników do jej fabryki przy ulicy Jesiennej na Karolinie. Przez kilka godzin nie ma żadnego kursu, a kiedy pracownicy jadą na kolejną zmianę, podstawia się im dwa przegubowce jeden za drugim i wszyscy są zadowoleni. Już nie wspominamy, że Indykpol do funkcjonowania linii 131 dopłaca…

Scania OmniLink CL9 #950 na przystanku D.H. Śliwa

Linia 131 (dawniej 31) to linia do obsługi dużego zakładu przemysłowego –  fabryki Indykpolu. Powstała we współpracy z tą firmą, jest przez nią współfinansowana i w zupełności zaspokaja potrzeby – nikt nie chce budować do Indykpolu linii tramwajowej… Na zdjęciu: Scania OmniLink CL9 #950 na linii 31 na przystanku D.H. Śliwa © OlsztyńskieTramwaje.pl

Tramwaj to infrastruktura trwała – torowisko, sieć, sygnalizacje – którą trzeba konserwować i utrzymywać. Jaki jest ekonomiczny sens tego dla odcinka, na którym tramwaj wykonywałby najprawdopodobniej po kilka kursów dziennie? Nie trzeba kupować krowy, żeby napić się mleka, zwłaszcza kiedy pił będzie nie ten, kto za krowę zapłaci. Zresztą dojazd tramwajem do fabryki będzie – linia pobiegnie najprawdopodobniej ulicą Wyszyńskiego i aleją Piłsudskiego, a przystanek tramwajowy znajdzie się przy samym skrzyżowaniu tych dwóch ulic z ulicą Leonharda, a więc bliżej niż dziś zatrzymują się autobusy, z których korzystają pracownicy Michelin. Na terenie koncernu – bardzo rozległym – funkcjonuje wewnętrzna komunikacja. Firma nie chce się zgodzić ze względów bezpieczeństwa, by opuszczała ona teren fabryki i dojeżdżała np. do najbliższych przystanków komunikacji miejskiej. Jej święte prawo, rozumiemy procedury, ale dlaczego ma to oznaczać, że to miasto ma fundować bardzo drogą zabawkę w postaci „prywatnej” linii pod samą bramę zakładu? Są przykłady dyktowania miastom dróg rozwoju przez wielkie koncerny, ale chyba nie zależy nam, by być drugim Detroit? Nie przekonuje nas nawet zaskakujący sojusznik francuskiego producenta opon – miejska (!) spółka MPK Olsztyn. Operator tramwajów w odnodze wzdłuż Leonharda widzi zaczątek drugiego dojazdu do zajezdni tramwajowej, od strony ulicy Kołobrzeskiej. Wraz z rozbudową sieci rosnąć będzie także zajezdnia – powstaną tam nowe hale (postojowa, serwisowa, pogotowia technicznego, torowego i sieciowego, myjnia) i budynki. Jednak budowa – kolejnego – ponadkilometrowego odcinka, który byłby jedynie torem technicznym, byłaby już marnotrawstwem. Infrastrukturę, której – mam nadzieję – nie wybudujemy na Leonharda, można wykorzystać o wiele rozsądniej i bardziej opłacalnie. Zamiast 450 metrów toru do ulicy Pana Tadeusza połóżmy ich o 50 metrów więcej w ulicy Wilczyńskiego na zachód od skrzyżowania z aleją Sikorskiego i ulicą Płoskiego, czyli mówiąc prościej – wybudujmy linię na Osiedle Generałów. Sam półkilometrowy odcinek do dzisiejszej pętli autobusowej o tej nazwie będzie generował potężne potoki pasażerów przez cały dzień, a dzięki wybranej przez Olsztyn technologii tramwajów dwukierunkowych linię w miarę rozwoju osiedla i potrzeb będzie można dość prosto przedłużać. Woźmy ludzi, nie powietrze.

Ulica Oczapowskiego

Ulica Oczapowskiego © OlsztyńskieTramwaje.pl

Do postulatu o wożeniu ludzi należałoby jeszcze dodać, że tak, aby im było jak najwygodniej i jak najbezpieczniej. Tu pojawia się kwestia proponowanego przedłużenia odnogi do Kortowa. Wszystkie trzy projekty przewidują identyczny jego przebieg – aleją Warszawską i ulicą Dybowskiego do przystanku Uniwersytet-Centrum Konferencyjne. Różnice dotyczą przebiegu dwutorowego już na całej długości torowiska – tym razem jednak dwa warianty zakładają tory obok ulicy (oczywiście po stronie Kortowa), a jeden w pasie między jezdniami. W wariancie, gdzie torowisko znajduje się w pasie zieleni, zaplanowano wspólny przystanek autobusowo-tramwajowy Uniwersytet-Stadion – autobusy zjeżdżałyby tam na torowisko, by ułatwić przesiadki. W pozostałych opcjach przystanek autobusowy pozostałby w dotychczasowej lokalizacji, a tramwajowy znalazłby się po stronie miasteczka akademickiego. Żadna z tych opcji nie eliminuje całkowicie zagrożenia, jakim jest przekraczanie w tym miejscu alei Warszawskiej – na tym odcinku wyjątkowo niebezpiecznej, bo wprowadzone po śmiertelnych wypadkach na przejściu dla pieszych przy wspomnianym przystanku ograniczenie prędkości do 50 km/h jest przez kierowców powszechnie ignorowane. A tymczasem jest sposób, by ten problem wyeliminować i – co więcej – przy okazji podnieść walory użytkowe i atrakcyjność linii kortowskiej. Wystarczy poprowadzić torowisko nie leżącą poza obszarem kampusu uniwersyteckiego aleją Warszawską, lecz przez samo miasteczko akademickie – ulicami Prawocheńskiego, Oczapowskiego i Dybowskiego. Pierwotnie planowano nawet zakończenie istniejącego już odcinka po drugiej stronie alei Warszawskiej, już na terenie Kortowa, przy ulicy Prawocheńskiego. Tak się nie stało, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by przy rozbudowie tak właśnie poprowadzić tory.

Tramwaj w kampusie Uniwersytetu w Heidelbergu

Tramwaj w kampusie Uniwersytetu w Heidelbergu

Nie będziemy po raz kolejny przywoływać wypowiedzi jednego z najważniejszych ludzi na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim o tramwaju, bo ani to zabawne, ani mądre. Nie należy się przejmować opiniami, że tramwaj się do kampusów uniwersyteckich nie nadaje, bo wiadomo, że jest dokładnie odwrotnie. Uniwersytet w Heidelbergu istniejący od – bagatela – 1386 roku porozumiał się z władzami miasta i w mieście nad Neckarem powstanie specjalny, dodatkowy, 2,5-kilometrowy odcinek prowadzący przez kampus uczelni. Nie jest to najprostsza trasa, lecz dodatkowa pętla, ale władzom uniwersytetu zależało, by tereny uczelni skomunikować nie tylko z miastem, ale i między sobą. Zdecydowano się na tramwaj jako środek transportu cichy, wygodny, ekologiczny – lepszy od autobusów, bo – jak pisze Universität Heidelberg w swoim komunikacie – oferuje większy komfort. Doświadczenia innych miast pokazują, że doprowadzi to do dalszego wzrostu liczby pasażerów – stwierdza uczelnia i wspólnie z magistratem stara się o pieniądze na jak najszybszą realizację projektu z budżetu Badenii-Wirtembergii. Tak samo w Olsztynie tramwaj mógłby spełniać rolę wewnętrznej komunikacji na bardzo rozległym powierzchniowo terenie UWM. Uczelnia stara się walczyć z zamienianiem kampusu w wielki parking, więc wprowadzenie zakazu zatrzymywania na ulicach, którymi pojechałby tramwaj, tylko wsparłoby jej działania. Także argument, że ulice Kortowa są za wąskie na tramwaj, nie znajduje odbicia w rzeczywistości. Dwutorowe torowisko w jezdni, bez słupów w międzytorzu i ogrodzeń, to zaledwie siedem metrów szerokości – tyle wygospodarować się da na pewno. Najtrudniejszy technicznie punkt na takiej trasie czyli skrzyżowanie ulic Prawocheńskiego i Oczapowskiego z zabytkową aulą Gotowca na rogu jest do pokonania przez tramwaj, przy odpowiednim poprowadzeniu torowiska po północnej stronie Prawocheńskiego. W ostateczności można zastosować na krótkim odcinku splot dwóch torów – bez układania rozjazdów pozwala on na poprowadzenie ruchu w obu kierunkach (oczywiście możliwy jest przejazd jednocześnie tylko jednego tramwaju). Takie rozwiązanie zastosowano ostatnio np. przy budowie linii tramwajowej przechodzącej pod mostem Małgorzaty (Margit híd) po stronie Budy w Budapeszcie. Tramwaj jadący przez kampus to także możliwość utworzenia nowego przystanku na ulicy Oczapowskiego – przed budynkami tzw. nowej zootechniki i Instytutu Rybactwa Śródlądowego. Kolejne znalazłyby się na Oczapowskiego przy stadionie AZS i na Dybowskiego przy centrum konferencyjnym uniwersytetu (dwutorowa krańcówka – tu identycznie, jak w wariantach przez aleję Warszawską). Ten odcinek jest najprawdopodobniej ostatni w kolejności do realizacji, więc jest czas na zmianę decyzji i przygotowanie projektu dla takiego przebiegu linii.

Dwa tory w jednym - splot rozwiązaniem bez rozjazdu na wąskie odcinki (na zdjęciu: Bem rakpart przy Margít híd w Budapeszcie)

Dwa tory w jednym – taki splot jest rozwiązaniem na niedużej długości, wąskie odcinki, gdzie tramwaje nie mogą się minąć, ale jednocześnie chcemy uniknąć rozjazdów i budowy tradycyjnej mijanki (na zdjęciu: Bem rakpart przy Margít híd w Budapeszcie) © OlsztyńskieTramwaje.pl

Przy okazji rozbudowy sieci należałoby też rozważyć jeszcze jedną rzecz, bo może się ona okazać dolegliwa i kłopotliwa jednocześnie. Wiadomo, że najbardziej obciążonym odcinkiem w olsztyńskiej sieci jest i będzie odnoga prowadząca do Wysokiej Bramy. To tu kierowane są i będą linie o najwyższej częstotliwości, bo też i Śródmieście, i Stare Miasto są punktami budzącymi największe zainteresowanie pasażerów. Kiedy do dzisiejszej linii 1, która w godzinach szczytu kursuje co 7,5 minuty, dodana zostanie linia 5 z Pieczewa o zapewne równie wysokiej częstotliwości pojawi się problem z pojemnością krańcówki przy Wysokiej Bramie. Jest ona, jak wiadomo, jednotorowa, bo odwołana już wojewódzka konserwator zabytków Barbara Zalewska skutecznie zablokowała plany budowy dwutorowego przystanku końcowego na placu Jedności Słowiańskiej. Rozwiązanie tego problemu wydaje się jedno – do czasu budowy wspomnianej krańcówki należy wybudować drugi tor na ulicy 11 Listopada i wykorzystywać go jako odstawczy lub rezerwowy. Ulica dla ruchu wykorzystywana jest w stopniu znikomym – oprócz tramwajów korzystają z niej praktycznie głównie autobusy komunikacji miejskiej. Im tymczasowo należałoby wygospodarować miejsce do omijania stojącego na drugim torze składu (np. kosztem dzisiejszej zatoki postojowej), a ulicę 11 Listopada dla pozostałego ruchu zamknąć. Ruch lokalny z powodzeniem obsłuży ulica Wyzwolenia, a my zyskamy prawie deptak.

Solaris Tramino Olsztyn S111O #3000 na linii 1 na przystanku końcowym Wysoka Brama i mijający go Solaris Urbino 18 #1061 (2 stycznia 2016)

Solaris Tramino Olsztyn S111O #3000 na linii 1 na przystanku końcowym Wysoka Brama i mijający go Solaris Urbino 18 #1061 na linii 113 (2 stycznia 2016) © OlsztyńskieTramwaje.pl

Do rozwiązanie pozostaje też kwestia węzła przesiadkowego przy Dworcu Głównym. Żaden z trzech pierwotnych wariantów połączenia linii jadących Dworcową z liniami z Kościuszki, które przygotowało BPBK, nie rozwiązuje problemu, lecz go nasila. Wiadomo od początku – my pisaliśmy o tym kilkukrotnie (już w lipcu 2012, w grudniu 2012 i w lipcu 2014) – że pomysł umieszczenia przystanku końcowego na środku ronda jest zły. Teraz przyszedł czas, żeby przekonać się o krótkowzroczności zrealizowanego rozwiązania – stworzenie wspólnego przystanku dla samych tylko linii tramwajowych okazuje się nie lada wyzwaniem, a co dopiero powiązanie tego układu z siecią autobusową. Niestety, do błędu lokalizacji dzisiejszego przystanku tramwajowego doszły inne wynikające z przyjęcia miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego przygotowanego pod właściciela PKS Olsztyn, który miał wybudować w miejscu obecnego dworca kolejowo-autobusowego centrum handlowe. Dziś w to ostatnie wierzy już tylko „Gazeta Olsztyńska”, co jakiś czas „docierając” do kolejnej wizualizacji spółki deweloperskiej Retail Provider. Zapisy wspomnianego planu transport publiczny potraktowały po macoszemu i na przykład o przesiadkach drzwi w drzwi w zasadzie możemy zapomnieć. W projektach powstałych na potrzeby drugiego etapu budowy sieci znalazły się rozwiązania kuriozalne: tramwaj miałby wysadzać pasażerów albo jeszcze na pasie zieleni między jezdniami ulicy Dworcowej, albo na nowych torach końcowych wzdłuż ulicy Lubelskiej, ale nie obok istniejących odstawczych, lecz na oddzielonych od nich jezdnią, w dzisiejszym ogródku restauracji McDonald’s, albo na innych torach końcowych, na zieleńcu przed mieszczącym m.in. znaną księgarnię wieżowcem przy placu Konstytucji 3 Maja 3. Każda z tych opcji oznaczałaby dla pasażerów bieganie między przystankami połączone z kilkukrotnym pokonywaniem jezdni.

Propozycja układu węzła przesiadkowego Dworzec Główny (kwiecień 2016)

Propozycja układu węzła przesiadkowego Dworzec Główny (kwiecień 2016)

W wersji po poprawkach jest nieco lepiej, bo powstaje – w miejscu dzisiejszych torów odstawczych, czyli tam, gdzie należało to zrobić od początku – dwuperonowy przystanek, wspólny dla linii ruszających w Kościuszki lub Dworcową. Plusem jest, że jego lokalizacja pozwala w przyszłości na ewentualne puszczenie torowiska także w ulicę Partyzantów. Co prawda planowana w kolejnym, trzecim już etapie budowy sieci (2021-2027) linia na Zatorze miałaby prowadzić od placu Ofiar Katynia przy OZGrafie przez ulicę Kętrzyńskiego, plac Bema, wiadukt Powstańców Węgierskich, ulice Limanowskiego i Jagiellońską w okolice dzisiejszej pętli Osiedle Podleśna, ale nie należy sobie zamykać drogi dla trasy w tym kierunku właśnie od Dworca Głównego przez Partyzantów. (Koncepcję linii na Zatorze projektanci z BPBK mają przedstawić później, ale jeszcze w 2016 roku.) Zaproponowany układ wymusza rozbiórkę istniejącego przystanku tramwajowego, likwidację ronda i – jak wynika z projektu – wyburzenie nowiutkiego budynku socjalnego dla motorniczych. Takie są koszty braku myślenia w dłuższej perspektywie. Coś jednak zrobić trzeba, bo węzeł przesiadkowy ma być węzłem, a nie supłem. Póki co jest z tym słabo, czego najbardziej wymownym przykładem jest fakt, że według przedstawionego projektu do autobusu komunikacji miejskiej przy Dworcu Głównym będzie można tylko wsiąść (na dwóch przystankach), ale przyjechać na dworzec już się nie da, bo na projekcie brak przystanków dla wysiadających.

Widok z ulicy Pstrowskiego w stronę Pieczewa

Widok z ulicy Pstrowskiego w stronę Pieczewa – w tym miejscu, według jednego z projektów, miałby znaleźć się przystanek tramwajowy © OlsztyńskieTramwaje.pl

Po burzliwych konsultacjach społecznych, które odbyły się 1 i 2 marca (ich przebieg zmilczymy) i apelach, miasto zdecydowało się wymóc na projektantach przygotowanie kolejnych wariantów, uwzględniających częściowo postulaty mieszkańców. O proponowanym rozwiązaniu dla Dworca Głównego piszemy wyżej, trasę przez Żołnierską i Dworcową także omówiliśmy. Pozostałe dwa rozwiązania to warianty dotyczące tramwajowej obsługi Nagórek. Pierwszy z nich zakłada, że tramwaj jadący ulicą Krasickiego w pasie zieleni między jezdniami (czyli znów szukanie pieniędzy na remont ulicy) na łuku za skrzyżowaniem z ulicą Wańkowicza odbijałby w kierunku Osiedla Mazurskiego (tu po kilkudziesięciu metrach znalazłby się przystanek), a następnie za ostatnimi budynkami ulicy Elbląskiej podążałby w kierunku ulicy Pstrowskiego. Przed wjazdem na nią znalazłby się kolejny przystanek, a potem już pasem zieleni między jezdniami ulicy Pstrowskiego tramwaj jechałby w kierunku ulicy Wyszyńskiego, w którą by skręcał. Jako argument za tą trasą podawane jest objęcie obsługą tramwajową Osiedla Mazurskiego i lepszy dojazd w sezonie letnim w pobliże jeziora Skanda. Szkopuł w tym, że Kolonia Mazurska to osiedle domów jednorodzinnych, więc siłą rzeczy zdecydowanie mniej potencjalnych pasażerów. Ich liczba na pewno nie zrekompensowałaby utraty wielu pasażerów na Nagórkach, o które tramwaj praktycznie by się tylko otarł. Przystanek po zjeździe z Krasickiego znajdowałby się na tyle daleko od Nagórek, że tylko najwięksi zwolennicy tramwajów korzystaliby z niego, a i z Osiedla Mazurskiego, do którego dojścia z tego przystanku na projekcie nie ma, niewiele osób dałoby się ściągnąć. Naszym zdaniem to koncepcja, którą w książce o historii olsztyńskich tramwajów, jaka z pewnością kiedyś powstanie, będzie się wspominać jako swoiste kuriozum i niezrealizowaną ciekawostkę.

Miejsce ewentualnego przebiegu torowiska - pasaż między ulicami Orłowicza i Murzynowskiego © OlsztyńskieTramwaje.pl

Miejsce ewentualnego przebiegu torowiska – pasaż między ulicami Orłowicza i Murzynowskiego © OlsztyńskieTramwaje.pl

Za to drugi wariant dla Nagórek jest na skalę możliwości naprawdę bardzo atrakcyjny. Osiedle to ma wyjątkowo niewdzięczne położenie fizjograficzne – jest swoistym morenowym płaskowyżem, na który z każdej strony trzeba się wspinać. Według pierwotnego planu tramwaj miałby się wspiąć jedynie na zbocze nagórskiego wzgórza, czyli pojechać ulicą Krasickiego. Nie będziemy już powtarzać, jak fatalny to pomysł. Pojawiła się na szczęście propozycja, która przy układzie północ-południe jest w zasadzie optymalna. Tramwaj jadący ulicą Krasickiego za przystankiem Carrefour skręcałby na zachód w ulicę Barcza – torowisko miałoby biec poza jezdnią, po jej południowej, a później zachodniej stronie. Pierwszy przystanek znajdowałby się na wysokości bloku Barcza 43 i parkingu sklepu Lidl. Następnie tramwaj piąłby się w górę Nagórek, by zatrzymać się na kolejnych przystankach – na wysokości budynku Barcza 16 oraz przy pętli autobusowej Nagórki. Tuż za nią torowisko przecinałoby ulicę Wańkowicza i wchodziło w pasaż prowadzący na północ – tu znalazłyby sie kolejne dwa przystanki: przy pawilonie handlowym Murzynowskiego 24 oraz na wysokości bloku Murzynowskiego 8. Dalej tramwaj wyjeżdżałby na ulicę Synów Pułku. W projekcie tego nie ma, ale akurat w tym miejscu, czyli wyjścia ze skarpy Nagórek, sens miałaby estakada, która nie dość, że niwelowałaby różnicę poziomów, to jeszcze pozwoliłaby ominąć ruchliwe skrzyżowanie Krasickiego z Synów Pułku. Jej brak musiałby oznaczać wykop i sukcesywne zagłębianie linii tramwajowej – akurat w tym wypadku estakada byłaby mniejszą ingerencją w krajobraz i lepszym rozwiązaniem.

Miejsce ewentualnego przebiegu torowiska - pasaż między ulicami Orłowicza i Murzynowskiego

Miejsce ewentualnego przebiegu torowiska – pasaż między ulicami Orłowicza i Murzynowskiego © OlsztyńskieTramwaje.pl

Po zaprezentowaniu tej propozycji rozgorzała dyskusja (co akurat dobrym pomysłom służy). Pojawili się przeciwnicy takiego przebiegu trasy – głównie mieszkający w jej pobliżu – zarzucający, że tramwaje jeździłyby zbyt blisko bloków, a nawet przedszkola czy ośrodka opiekuńczego. Argument hałasu – tak nadużywany przy budowie pierwszego etapu – wybrzmiewa teraz dużo rzadziej i słabiej, bo doświadczenie pokazało, że olsztyński Solaris Tramino jest tak cichy, jak zapowiadano. Jednocześnie jest całkiem sporo zwolenników tej opcji. (W naszej sondzie internetowej ten wariant za najlepszy uznało ponad 63% głosujących.) Ma ona bardzo wiele zalet. Kiedy spojrzymy na zdjęcie satelitarne, doskonale widać, że linia w tym kształcie przecina Nagórki niemal dokładnie na pół. Z najdalszych bloków osiedla do najbliższego przystanku byłoby góra 500 metrów, co jest odległością, która jeszcze skłania do skorzystania z komunikacji miejskiej. Z północnej części osiedla, pomiędzy Wańkowicza a Synów Pułku, gdzie linia biegłaby pieszym pasażem, dojście do przystanku nie wymagałoby pokonania żadnej ulicy o ruchu większym niż lokalny, osiedlowy. Należałoby zastrzec w warunkach przetargu dla wykonawcy, że torowisko na Nagórkach jest torowiskiem trawiastym – tzw. zielone torowiska to zawsze parę decybeli mniej dla okolicznych mieszkańców. Linia według tego projektu jest linią dojeżdżającą do ludzi, a nie zmuszającą ich do biegania na obrzeże osiedla i pokonywania ruchliwej, dwujezdniowej ulicy.

Mamy nadzieję, że koncepcja trasy przez Barcza oraz pasaż pieszy ostatecznie zwycięży i zostanie zrealizowana, ale nie będzie o to łatwo. Kiedy okazało się, że taki pomysł budzi żywe zainteresowanie mieszkańców i nie jest odrzucany ad hoc, miasto przestraszyło się, że być może rzeczywiście trzeba będzie tak zbudować tramwaj, a wtedy nici z pokrycia pieniędzmi na transport publiczny remontu ulicy Krasickiego. Determinacja, z jaką magistrat walczy o puszczenie tramwaju ulicą Krasickiego, dowodzi, że tak naprawdę jest on tylko pretekstem do poprawiania sytuacji nie pasażerów, a kierowców samochodów. To ewidentne działanie na szkodę mieszkańców, bo o ile fundusze na drogi zdobyć można z różnych źródeł i programów, o tyle innych pieniędzy na transport publiczny nikt nam nie da. Jeśli miasto nie zmieni podejścia i postawi na swoim, to na dziesiątki lat utrudnimy życie pasażerom i automatycznie zmniejszymy ich liczbę, co przełoży się na mniejsze wpływy do budżetu. Może tak warto pomyśleć? Tymczasem na osiedlowych zebraniach przedstawiciele miasta straszą gigantycznymi kosztami wariantu przez osiedle – mówią o 20 milionach złotych więcej, choć nie potrafią podać kosztów poszczególnych wariantów oraz ich składowych. Nawet jeśli to prawdziwa kwota (choć należą się nam konkretne wyliczenia, zanim decyzja zostanie podjęta) 20 milionów przy projekcie wartym pewnie około 300 milionów to wielkość do przełknięcia, zwłaszcza jeśli niesie ze sobą znacząco większy komfort i użyteczność, a tak jest w tym przypadku. Konieczność takich walk to nie tylko olsztyńska przypadłość – w Warszawie mieszkańcy Bemowa muszą właśnie wojować z ratuszem o lepszą lokalizację stacji metra Górce. Tamtejszy Urząd Miasta poszedł na łatwiznę (taniochę?) i przesunął stację spod skrzyżowania ulic Powstańców Śląskich i Górczewskiej, żeby nie rozgrzebywać parę lat temu remontowanego miejsca oraz nie musieć przebudowywać kolektora ściekowego. Pada też argument, że przesunięcie stacji… ułatwi ruch w czasie budowy. Przez to na dziesiątki lat mieszkańcy mają mieć utrudnione przesiadki na tramwaje i autobusy – a to nie pierwszy raz w stolicy taki problem. W Olsztynie wiceprezydent miasta mówi, że „wybudowanie linii tramwajowej wzdłuż ul. Barcza to konieczność budowy estakady, która tak naprawdę z inżynierskiego punktu widzenia nie ma uzasadnienia. [Czy to zdanie nie wydaje się Wam, drodzy Czytelnicy, wewnętrzne sprzeczne?] To podrożyłoby planowaną inwestycję co najmniej o kilkanaście milionów złotych, może nawet o 20 mln zł.” Tyle tylko, że w przedstawionym projekcie żadnej estakady nie ma! Bogusław Szwedowicz przyznaje też, że forsowana przez miasto trasa przez Krasickiego „może spowodować konieczność wydłużenia drogi do przystanków, ale jest bardziej realna do wykonania” i jest „rozwiązaniem bezpieczniejszym finansowo”. Straszy też wycinkami drzew i koniecznością postawienia świateł w miejscu, gdzie tramwaj przetnie ulicę Wańkowicza, co „spowolniłoby w zdecydowany sposób ruch na tym osiedlu i dodatkowo podzieliłoby je na dwie części”. Na Witosa tramwaj nie przecina osiedla na dwie części, na Kościuszki nie przecina, a na Nagórkach przetnie? Przeciętą tramwajem aleję Piłsudskiego w końcu można pokonać bez konieczności nadrabiania pół kilometra z braku przejść dla pieszych. Ulicę 11 Listopada tramwaj tak przeciął, że zamiast trzech pasów samochodowych mamy półdeptak, z którego zniknęły światła, a przejście mimo to stało się bezpieczniejsze.

Najgorsze jest w tej sytuacji to, że decydenci plotą androny – świadomie lub nie, nie ma to znaczenia – a ostatecznie i tak to oni podejmą decyzję w sprawie trasy tramwaju, w którym zobaczyć można ich od święta. Aktywność społeczników i mieszkańców pójdzie na marne i okaże się, że miesiące ich starań i wysiłków skazane były od początku na porażkę, bo i tak nikt wcześniej podjętej zmieniać nie zamierzał. A odpowiedzialności za zepsucie projektu tramwaju, co będzie się nam w Olsztynie mściło przez dziesięciolecia, nie poniesie nikt.





VII Fotograficzna Majówka z Solarisem

11 04 2016

Jesteśmy skromnym blogiem i choć działamy już siódmy rok, to możliwości też mamy raczej skromne. Nic dziwnego więc, że ucieszyła nas propozycja współpracy ze strony firmy, którą znamy z jak najlepszej strony, bo korzystamy z jej produktów na co dzień. Chodzi oczywiście o Solarisa, którego tramwajami i autobusami podróżujemy wszyscy po Olsztynie. Organizowana co roku przez producenta z podpoznańskiego Bolechowa wyjątkowa prezentacja jego produktów, czyli Fotomajówka z Solarisem, w tym roku zawita do Olsztyna, co szczególnie nas cieszy. Serdecznie zapraszamy do udziału w niej – szczegółowe informacje, jak się zgłosić, znajdziecie niżej w informacji od Solarisa. 21 maja zjadą do Olsztyna autobusy Solarisa z przeróżnych miast – będzie to wyjątkowa okazja, by je wszystkie sfotografować i to w naszym pięknym mieście (będziemy podpowiadać organizatorom z Solarisa najefektowniejsze i ważne lokalizacje) – a na dodatek będzie możliwość uchwycenia ich w kadrze z naszym ślicznym, limonkowo-srebrnym Tramino. My się bardzo cieszymy i mamy nadzieję, że będzie nas na Fotomajówce jak najwięcej!

VII Fotomajówka z Solarisem

VII Fotomajówka z Solarisem

Drodzy Miłośnicy Komunikacji Miejskiej,

rok przerwy, to o rok za dużo. Dlatego znów jest: Fotomajówka z Solarisem!
Na siódmą, nie bójmy się użyć słowa – wyjątkową, edycję zapraszamy wspólnie z blogiem olsztynskietramwaje.pl do Olsztyna.

Jedyna w swoim rodzaju Majówka pozwoli nam połączyć limonkowo-srebrne Tramino z najnowszymi autobusowymi modelami Solarisów. Liczymy na Waszą obecność i ponowne spotkanie. Wszak wielu z Was jest stałymi bywalcami majówkowej sesji fotograficznej. W uroczej stolicy Warmii i Mazur nie zabranie widoków cieszących oko przystawione do obiektywu. Czekamy na Wasze zgłoszenia!

By zostać uczestnikiem tegorocznej imprezy należy wypełnić formularz zgłoszeniowy zamieszczony poniżej i przesłać go na adres busmania@solarisbus.com. Na Wasze zgłoszenia czekamy do 1.05.2016. Dokładne informacje o przebiegu imprezy, pojazdach, trasach i godzinach przekażemy jak zwykle zarejestrowanym uczestnikom na kilka dni przed samą Majówką.

Bardzo prosimy o zapoznanie się z regulaminem tegorocznej fotograficznej akcji. Poniżej znajdują się także dokumenty niezbędne do rejestracji Uczestników:

Formularz zgłoszeniowy – załącznik nr 1,

Oświadczenie o prawach autorskich – załącznik nr 2,

Zgoda na udział osoby niepełnoletniej – załącznik nr 3.

Wszelkie pytania i wątpliwości można kierować na adres busmania@solarisbus.com.

Do zobaczenia w Olsztynie!





Tramino Olsztyn od inżynierskiej kuchni

22 03 2016

Zapraszamy do lektury naszego wywiadu z Dariuszem Długaszkiem, dyrektorem ds. sprzedaży pojazdów szynowych Solaris Bus & Coach na temat olsztyńskich tramwajów, ich powstawania i rozwiązań technicznych.

Dariusz Długaszek, dyrektor ds. sprzedaży pojazdów szynowych Solaris Bus & Coach

Dariusz Długaszek, dyrektor ds. sprzedaży pojazdów szynowych Solaris Bus & Coach © OlsztyńskieTramwaje.pl

Dziś tramwaje szyje się w zasadzie na miarę, pod wymagania zamawiającego. Czy w związku z tym można powiedzieć, że Tramino S111O, czyli tramwaj dla Olsztyna, to konstrukcja zupełnie nowa czy też w jakimś stopniu siostrzana wobec wcześniejszych tramwajów Solarisa?

Tramwaje produkuje się pod konkretne zamówienie klienta i nawet, jeśli są one zewnętrznie podobne, to w szczegółach znacznie się różnią. Tramino to nazwa wszystkich tramwajów Solarisa, natomiast Tramino dla Olsztyna bazuje na naszej konstrukcji dla jednego z klientów niemieckich, konkretnie dla Jeny. To ta sama kategoria pojazdu, tramwaj GTx, co oznacza, że pod każdym członem znajduje się wózek. Tramwaje dla Olsztyna i Jeny mają te same długości członów, na tramwaju dla Jeny oparte są też rozwiązania wnętrza czy projekt kabiny motorniczego.

Są dwie podstawowe różnice między tramwajami dla Jeny i Olsztyna. Pierwsza to szerokość – wóz niemiecki ma 2,3 metra, dla Olsztyna 2,5 metra. Druga różnica dotyczy wózków. W tramwaju dla Jeny silnik znajduje się pod nadwoziem i pomiędzy nim a przekładnią znajduje się tzw. wał Cardana. W tramwaju dla Olsztyna silnik został umieszczony na ramie wózka i bezpośrednio poprzez sprzęgło połączony z przekładnią. Ta zmiana wynika z tego, że w wymaganiach przetargowych tramwaju dla Olsztyna została zapisana duża liczba drzwi. Sześć par drzwi z każdej strony to największa liczba w tramwaju 30-metrowym w Polsce, co oczywiście bardzo usprawnia wsiadanie i wysiadanie pasażerów. Standardowo jednak dajemy cztery pary drzwi na stronę i żeby zmieścić piątą i szóstą parę musieliśmy zmienić położenie silnika.

Jedną z charakterystycznych cech olsztyńskiego tramwaju jest jego nietypowa szerokość – 2,5 metra. W Niemczech często spotka się tramwaje szerokie na 2,3 m, w Polsce najpopularniejszą szerokością jest 2,35 m. Czy te kilkanaście centymetrów, o które szerszy jest tramwaj dla Olsztyna robi różnicę przy budowie tramwaju i w jego codziennym użytkowaniu?

Przypomnę tylko, że to sam zamawiający w warunkach przetargu określił, że szerokość tramwaju powinna mieścić się w granicach między 2,4 a 2,5 metra, od samego początku określając, że ma to być tramwaj inny niż w pozostałych polskich miastach. 2,3 metra w Jenie wynika na przykład z tego, że tramwaj przejeżdża tam wąskimi ulicami Starego Miasta. Zasadniczo przy budowie nowych linii dąży się do tego, żeby tramwaje były szersze, jeśli jest to tylko możliwe. Przykładowo we Francji czy Niemczech na niektórych nowych liniach stosuje się tramwaje o szerokości nawet 2,65 m.

Moim zdaniem różnica szerokości jest odczuwalna dla pasażerów. Dzięki niej mogliśmy w tramwaju dla Olsztyna umieścić po dwa siedzenia z każdej strony, w układzie 2+2 i jeszcze pozostaje między nimi szerokie na 70 centymetrów przejście. Ta ostatnia wartość jest dość istotna, bo w wytycznych EKG/ONZ określa się, że szerokość wózka inwalidzkiego może wynosić do 70 centymetrów. W innych polskich tramwajach mamy na przykład pojedyncze siedzenia umieszczone skośnie, a odległość pomiędzy nimi wynosi 66 centymetrów, przy czym szerokość przejścia jest jeszcze mniejsza, bo ograniczają ją nogi siedzących pasażerów. W Olsztynie udało się natomiast zmieścić podwójne siedzenia i dodatkowo zaplanować szerokie przejście.

Olsztyn najpierw ogłosił przetarg na tabor, a potem dopiero rozmieszczenie przystanków i peronów miało być dostosowane do szerokości pojazdów. My odbieraliśmy to tak, że zamawiający chciał kupić tramwaj jak najbardziej pojemny, jak najbardziej przyjazny pasażerom i do niego dobudować infrastrukturę.

Wnętrze Solarisa Tramino Olsztyn S111O

Wnętrze Solarisa Tramino Olsztyn S111O © OlsztyńskieTramwaje.pl

Jednym z kluczowych elementów w przetargu okazał się poziom hałasu. Nie będziemy przypominać historii z tym związanych (można je przeczytać w naszych starszych wpisach), ale chcemy zapytać, jak udało się zejść na poziom 74 dB – najniższy wśród polskich konstrukcji? Jakie rozwiązania konstrukcyjne zastosowano, by to osiągnąć?

Co ważne, nie mówimy o tramwaju stojącym, ale o tramwaju w ruchu, poruszającym się z prędkością 50 km/h. Oczywiście wiele zależy choćby od torowiska – tak zwane zielone torowisko, wysiane trawą, będzie hałas tłumiło, z kolei torowisko betonowe będzie go podnosiło. Rozporządzenie określa oczywiście warunki pomiaru – choćby to, że pomiar powinien odbywać się na torowisku wysypanym tłuczniem – bo chodzi o to, by uzyskać porównywalne wyniki. Oczywiście podstawowym celem jest to, by jak najniższy był hałas odczuwalny dla człowieka.

W Polsce rozporządzenie dopuszcza poziom 80 dB, stare tramwaje oczywiście ten poziom przekraczają. My mówimy w przypadku Tramino Olsztyn o różnicy sześciu decybeli od dopuszczalnych 80 dB, czyli de facto należałoby powiedzieć o około dwu-trzykrotnym obniżeniu poziomu hałasu. Zamawiający nie określił minimalnego poziomu, nie określił, jak nisko można zejść z hałasem. My przygotowując naszą ofertę sprawdziliśmy badania znane w europejskiej literaturze tematu, przeanalizowaliśmy też wyniki takich badań dla kilkunastu typów tramwajów, czyli po prostu zrobiliśmy to, co nazywa się benchmarkingiem. Poziom 74 dB jest poziomem bardzo niskim, ale realnym, co zresztą znalazło potwierdzenie. Mam nadzieję, że pasażerowie to odczuwają.

Są dwa obszary, w których można redukować hałas. Podstawowym jego źródłem jest styk koła z szyną, czyli toczenie się metalu po metalu. Oczywiście zależy to nie tylko od konstrukcji tramwaju, ale i od stanu torowiska – jeśli będzie on zły, to naturalnie hałas będzie większy. My zastosowaliśmy specjalną konstrukcję koła, które samo w sobie ma elementy tłumiące hałas. Producenci oferują różne rozwiązania, jednym z nich jest wyposażanie kół w elementy z tworzywa sztucznego, które tłumią drgania i hałas. Takie rozwiązania są oczywiście odpowiednio droższe. Drugim elementem redukującym hałas są wytłumienia znajdujące się od spodu tramwaju, a także na osłonach wózków od ich wewnętrznej strony. Korzystając z wiedzy inżynierskiej testowaliśmy materiały, wypróbowywaliśmy ich grubość, by osiągnąć pożądany efekt i nie pozwolić hałasowi wydobywać się na zewnątrz tramwaju. To powoduje, że pokrywy wózków olsztyńskiego Tramino są nieco cięższe i trudniej je przez to mocować, bo mają kilkucentymetrową warstwę tworzywa tłumiącego hałas, ale też efektem jest za to cichszy tramwaj. Przypomina to – w pewnym uproszczeniu – rozwiązanie znane z samochodów osobowych, gdzie dla wytłumienia stosuje się maty pod maską silnika.

Drugim źródłem hałasu w tramwaju są skrzynie aparaturowe umieszczone na jego dachu. To hałas nieco innego rodzaju, o innej częstotliwości, objawiający się przy złym wytłumieniu piskami z okolic dachu. Tu zleciliśmy naszym podwykonawcom przyjęcie takich rozwiązań, które generowanie takiego hałasu w największym możliwym stopniu zminimalizują. Można to osiągnąć przy użyciu lepszej jakości podzespołów elektronicznych oraz dzięki rozwiązaniom mechanicznym – na przykład odpowiednie osłony aparatury spowodują, że hałas będzie się rozchodził w górę, a nie w bok.

Poziom hałasu Tramino Olsztyn potwierdziliśmy nie tylko my w swoich wewnętrznych badaniach, ale także instytucja homologująca, więc nie budzi on wątpliwości. Zresztą chyba można się o tym osobiście przekonać na ulicy.

Solaris Tramino Olsztyn S111O

Osłona wózka Solarisa Tramino Olsztyn S111O © OlsztyńskieTramwaje.pl

Tramino dla Olsztyna ma konstrukcję ze stali o podwyższonej odporności na korozję i poszycie z laminatów. Takie rozwiązanie zamiast poszycia stalowego, spawanego to nowatorska koncepcja…

To rozwiązanie znane jest już od kilku lat i coraz częściej stosowane przez innych producentów. W Polsce zaczęliśmy stosować tę technologię jako pierwsi. Tramino jeżdżące po Poznaniu, czyli nasze pierwsze tramwaje, mają właśnie poszycie z laminatów. W przypadku tramwaju dla Olsztyna panele z laminatów klejone są bezpośrednio do konstrukcji tramwaju – oczywiście jest tam jeszcze izolacja akustyczna i cieplna. Taka technologia ma też inną zaletę – wpływa korzystnie na estetykę, wygląd tramwaju. Przy tradycyjnym stalowym poszyciu konieczne jest spawanie elementów. Można to robić punktowo lub liniowo, co polega na rozgrzewaniu właśnie punktowo lub liniowo blachy, żeby dokonać zgrzewania albo spawania. Stygnięcie blachy powoduje jednak deformacje, co można zaobserwować w postaci pofałdowań na poszyciu starych tramwajów czy pociągów. Zastosowanie klejonych paneli ten problem eliminuje.

Nie ukrywam, że zdecydowaliśmy się na zastosowanie laminatów – jako pierwsi wśród producentów taboru szynowego w Polsce – także dlatego, że była to technologia nam znana dzięki stosowaniu jej w przypadku części naszych autobusów.

Ma to jeszcze jedną zaletę. W przypadku napraw powypadkowych trwają one znacznie krócej. Nie trzeba tygodnia czy dwóch na cięcie i spawanie uszkodzonej części, a dwóch dni na wycięcie i wklejenie nowego panelu czy paneli (mają różne rozmiary, ale podstawowy to pół metra na metr). Nie pozostawia to też śladów jak jest w przypadku poszycia stalowego, którego łatanie zawsze będzie widoczne.

Jest chyba jeszcze jeden pozytywny efekt tej technologii – mniejszy ciężar?

Tak, choć kiedy robi się optymalizację konstrukcji, to także w przypadku poszycia stalowego można zmniejszać ciężar, na przykład zmniejszając grubość stali, optymalizując arkusze. Ale oczywiście poszycie z laminatów na wagę wpływa pozytywnie.

Jeśli jesteśmy przy wadze, to my wszystkie nasze konstrukcje tramwajów wykonujemy z profili otwartych. Zazwyczaj robi się to z profili zamkniętych, które są znacznie cięższe, bardziej skomplikowane jest też ich spawanie, a ochrona przed korozją gorsza, bo do wnętrza takiej konstrukcji nie ma dostępu. My, od kiedy tworzymy tramwaje, czyli od ponad sześciu lat, konsekwentnie stawiamy na profile otwarte. Bazując na obliczeniach teoretycznych tam, gdzie możemy, wycinamy otwory w profilach giętych. Taki szkielet stalowy jest dzięki temu lżejszy niż tradycyjna konstrukcja, a dzięki odpowiedniemu modelowaniu w 3D i obliczeniom MES zachowuje odpowiednią sztywność.

Pudło jednego z pierwszych Tramino Olsztyn w fabryce Solarisa w Środzie Wielkopolskiej

Wykonane z profili otwartych pudło jednego z pierwszych Tramino Olsztyn w fabryce Solarisa w Środzie Wielkopolskiej © OlsztyńskieTramwaje.pl

W wymaganiach przetargu pozostawiono producentowi dowolność w kwestii rodzaju i liczby wózków. W Tramino Olsztyn znalazły się dwa wózki napędowe w skrajnych członach i wózek toczny w członie środkowym. Skąd akurat taki układ?

Liczba wózków napędowych wynika z bilansu mocy. Znając masę tramwaju, liczbę pasażerów, jaka ma się do niego zmieścić i to, jakie nachylenia trasy ma pokonywać, jakie przyśpieszenia i prędkość osiągnąć, bierze się pod uwagę opory ruchu i wylicza się bilans mocy, który daje odpowiedź na pytanie o potrzebną liczbę i moc silników. W przypadku Olsztyna mamy pod tym względem tramwaj nieco wzmocniony. W przypadku naszego podobnego, także 30-metrowego tramwaju kursującego po Poznaniu mamy cztery silniki po 105 kW, czyli łączną moc 420 kW. Z naszych wyliczeń wynikło, że Olsztyn będzie potrzebował nieco mocniejszego tramwaju. Miasto jest pagórkowate, tramwaj pokonuje liczne wzniesienia, stąd w olsztyńskim Tramino cztery silniki po 120 kW, czyli w sumie 480 kW. To daje całkiem dobrą dynamikę, czego można doświadczyć – gdy jeździłem tym tramwajem po mieście, odniosłem wrażenie wrażenie, że pokonywanie wzniesień nie sprawia nawet pełnemu ludzi Tramino żadnego problemu. Nie ma więc potrzeby, żeby trzeci wózek był także napędowy.

Drugim ograniczeniem jest przyczepność. Gdybyśmy dali jeszcze większą moc, to dochodzimy do teoretycznej granicy zerwania przyczepności między kołem a szyną. Czasami, by temu zapobiec, daje się wszystkie wózki napędowe. W przypadku Olsztyna jednak wspomniane cztery silniki wystarczają. Oczywiście można by powiedzieć: mamy łączną moc 480 kW, rozłóżmy ją na większą liczbę słabszych silników. To jednak bardziej komplikuje sytuację: mamy choćby większą liczbę przekładni. Obecny układ jest więc optymalny. W innych miastach w przypadku podobnych, 30-metrowych i mniej więcej 200-osobowych tramwajów dwa wózki napędowe zazwyczaj są optymalnym rozwiązaniem. Nawet jeśli stosuje się np. cztery wózki, to i tak najczęściej dwa z nich są napędowe, a dwa toczne.

Wózki w olsztyńskim Tramino są sztywne czy skrętne?

To konstrukcja pośrednia – są to wózki dynamiczne skrętne. Konfiguracja typu GTx, czyli wózek pod każdym członem, powoduje to, że nie ma potrzeby, by na łuku wózek obracał się względem nadwozia. Jego obrót wynosi więc do 5 stopni (w każdą stronę, więc w sumie 10 stopni). Dla porównania: w Tramino Poznań są to około 2 stopnie. Konieczność i stopień skrętności wózków wynika z kinematyki. W dużym uproszczeniu: zależy to od długości członu, który znajduje się nad wózkiem. Decyduje odległość osi wózka od najbliższego przegubu – im jest większa, tym kąt obrotu między wózkiem a nadwoziem musi być większy.

Nie ma też w literaturze czy normach jasnej definicji wózka skrętnego. Niektórzy uważają, że wózek skrętny to taki, który pozwala na całkowity obrót tego wózka. To oznacza, że nad wózkiem znajduje się łożysko lub czop skrętu, które pozwala teoretycznie, by obrócił się on dookoła. My na taką konstrukcję się nie zdecydowaliśmy. Nasz wózek obraca się – między innymi dzięki elementom gumowym – względem nadwozia o wspomniane około 5 stopni w każdą ze stron.

Trzeba przy tym pamiętać, że im większy kąt obrotu wózka, tym bardziej zawęża się nam przejście wewnątrz tramwaju – należy to brać pod uwagę. Przykładowo tramwaje jeżdżące w Częstochowie czy Krakowie, które mają klasyczne wózki skrętne, mają między nimi szerokość przejścia nawet mniejszą niż 55 centymetrów. W Olsztynie jest to 70 centymetrów między nadkolami.

Wnętrze Solarisa Tramino Olsztyn S111O #3001

Wnętrze Solarisa Tramino Olsztyn S111O #3001 Fot. Paweł Bukowski

W Olsztynie planujemy właśnie rozbudowę sieci i jeden z jej odcinków pobiegnie najprawdopodobniej w pobliżu osiedla Nagórki trasą, której nachylenie jest jeszcze wyższe niż tramwaje pokonują dziś na Żołnierskiej, Obiegowej czy Płoskiego. Czy jest technicznie możliwe skonstruowanie tramwaju, który takie przewyższenia bezpiecznie pokona?

Pokonywanie większych wzniesień przez tramwaj jest możliwe. Ma to generalnie wpływ na dwa układy pojazdu. Po pierwsze: układ napędowy, czyli odpowiednia moc silników i przekładni. W przypadku Tramino dla Olsztyna mamy jeszcze zapas mocy, ale oczywiście należałoby dokonać odpowiednich przeliczeń i wybrać właściwe rozwiązanie. W razie potrzeby można zwiększyć moc silników albo zamienić trzeci wózek z tocznego w napędowy.

Natomiast jest jeszcze druga kwestia i drugi układ: tramwaj musi na pochyleniu zahamować, zwłaszcza zjeżdżając w dół. Tramwaj hamuje elektrodynamicznie, czyli silniki przy hamowaniu stają się prądnicami i prąd jest oddawany albo do sieci, albo na rezystory hamowania. Jednak obliczenia prowadzi się tak, jakby hamulce elektrodynamiczne nie działały i za całą siłę hamowania maksymalnie obciążonego tramwaju odpowiadałyby tylko hamulce mechaniczne. To wynika ze względów bezpieczeństwa – tramwaj po prostu musi się zatrzymać (pod uwagę bierze się też hamulce szynowe). Jeżeli są większe spadki, to muszą być też silniejsze hamulce i siła hamowania: albo większa liczba, albo większe rozmiary tarcz hamulcowych. W niektórych miastach tramwaje jeżdżą na liniach o pochyleniu większym niż 6%.

Z naszego punktu widzenia i obecnego poziomu techniki da się taki tramwaj zbudować. Natomiast na pewno będzie on droższy, powstaje też kwestia eksploatacji. Stworzenie wzmocnionych tramwajów na niektóre trasy stwarza problem braku zamienności taboru – nie każdy tramwaj mógłby kursować każdym odcinkiem sieci. To problem dla operatora, bo przecież pojazdy będą przechodziły przeglądy, są zdarzenia losowe jak kolizje i wtedy może być trudniej zastąpić jeden wóz innym. Dlatego naszym zdaniem warto byłoby zadbać, by maksymalne nachylenia były podobne jak w istniejącej już sieci. Choć oczywiście, jeśli okaże się inaczej, to taki tabor można zbudować.

Na czym polegają zastosowane w olsztyńskim Tramino systemy aktywnego zawieszenia i hydraulicznej stabilizacji toru jazdy?

System aktywnego zawieszenia, czyli hydraulicznej regulacji poziomu podłogi, był jednym z wymogów przetargowych, a dokładnie: jego zastosowanie dawało dodatkowe punkty. Jak wspomniałem wcześniej, zawieszenie Tramino ma elementy metalowo-gumowe. Oprócz nich znajdują się w nim siłowniki hydrauliczne, które dzięki elektronicznemu sterownikowi odpowiednio albo podnoszą, albo opuszczają podłogę. Podczas postoju na przystanku następuje próbkowanie i czujniki przekazują do sterownika informację, czy nastąpiło ugięcie nadwozia i podłogi względem wózka, bo wsiadło więcej ludzi (lub wręcz przeciwnie). Sterownik po przeanalizowaniu tych danych w razie potrzeby zwiększa lub zmniejsza ciśnienie w siłownikach i stabilizuje poziom podłogi. System blokuje ustawienie, by nie zmieniało się ono w czasie jazdy, bo rozwiązanie to ma funkcjonować na przystankach.

Jeśli chodzi zaś o system hydraulicznej stabilizacji toru jazdy, to ze względu na większą szerokość tramwaju, czyli 2,5 metra, by właściwie zachowywał się on na łukach, pomiędzy członami a wózkami znajdują się siłowniki hydrauliczne (inne niż poprzednie). Oddziałują one stabilizując wychylenia, o których mówiłem wcześniej, czyli wózka wobec nadwozia, korygują też obroty poszczególnych modułów pojazdu między sobą tak, by były jak najmniejsze.

Drzwi Solarisa Tramino Olsztyn S111O

Drzwi Solarisa Tramino Olsztyn S111O © OlsztyńskieTramwaje.pl

Olsztyńskie Tramino ma baterie, które – według kryteriów przetargowych – miały pozwolić mu przejechać bez prądu 200 metrów. Jak w rzeczywistości radzi sobie S111O bez napięcia w sieci?

Z naszych doświadczeń wynika, że Tramino Olsztyn przejedzie na bateriach nie 200, a zdecydowanie więcej – nawet do 1000 metrów. Takie wymogi przetargowe są dość nowe, ale coraz popularniejsze. To rozwiązanie przydaje się w przypadku, gdy zabraknie prądu w sieci w momencie, gdy tramwaj znajduje się na skrzyżowaniu. Baterie pozwalają je opuścić i nie tamować ruchu.

I na koniec: jakim projektem dla Solarisa było Tramino Olsztyn?

Dla nas bardzo istotna jest opinia pasażerów. Bardzo się cieszymy, że odbierają oni nasz tramwaj jako przyjazny, że doceniają ergonomię wnętrza, jego zaprojektowanie i wykonanie. Cieszą nas naturalnie opinie, że tramwaj jest ładny, choć ważniejsze są chyba pozytywne uwagi o jego funkcjonalności, choćby na temat tego, że jest cichy.

Natomiast dla nas był to projekt i inspirujący, i ciekawy, i na pewno też trudny. Wymagania zamawiającego odbiegały od tego, czego oczekiwali wcześniej inni przewoźnicy, więc musieliśmy włożyć wysiłek i twórczy, i inżynierski, żeby odpowiednio Tramino dla Olsztyna zaprojektować. Konieczne były zmiany w porównaniu do naszych poprzednich projektów, by osiągnąć wymagany efekt i przede wszystkim zadowolenie pasażerów.

Dziękuję za rozmowę.





Do prezydenta Olsztyna o rozbudowie sieci tramwajowej

15 03 2016

Razem z Forum Rozwoju Olsztyna i radnym Krzysztofem Kacprzyckim wysłaliśmy do prezydenta Olsztyna Piotra Grzymowicza list na temat planowanej rozbudowy olsztyńskiej sieci tramwajowej. Ponieważ przygotowane przez gdańskie Biuro Projektów Budownictwa Komunalnego projekty są bardzo zachowawcze i w kilku punktach ewidentnie nie uwzględniają potrzeb mieszkańców oraz nowoczesnych trendów w planowaniu linii tramwajowych, zgłosiliśmy – w czasie oficjalnie trwających do 11 marca 2016 konsultacji – kilka propozycji poprawek, które warto by uwzględnić dla lepszej jakości przyszłych tras. Treść naszego wspólnego listu zamieszczamy poniżej, a o propozycjach projektantów więcej napiszemy w kolejnym wpisie.

Torowisko tramwajowe w alei Sikorskiego

Torowisko tramwajowe w alei Sikorskiego © OlsztyńskieTramwaje.pl

 Olsztyn, 11 marca 2016

Prezydent Olsztyna

Piotr Grzymowicz

Szanowny Panie Prezydencie!

Rozpoczynający się właśnie projekt rozbudowy olsztyńskiej sieci tramwajowej to kontynuacja największej w ostatnich latach miejskiej inwestycji. Prawdopodobnie po raz ostatni uda się naszemu miastu skorzystać w tak dużym stopniu z dofinansowania unijnego, więc może to być też ostatnia szansa, by w sposób skokowy rozwinąć sieć tramwajową – kolejne rozbudowy będą miały raczej mniejszą skalę, bo w większym stopniu będą musiały być finansowane z budżetu Olsztyna.

Z tego powodu szczególnie ważne jest, aby pieniądze te wydać dobrze i z sensem. Sieć tramwajowa służyć będzie mieszkańcom naszego miasta przez dziesięciolecia, dlatego etap przygotowania i zaplanowania tej inwestycji jest kluczowy, by postawić na rozwiązania dla mieszkańców wygodne i przydatne.

Spotkania w ramach konsultacji społecznych projektu pokazały, że odbywanie ich w pośpiechu i pozostawianie mieszkańcom niewielkiego zakresu spraw do decydowania, może skutkować głównie nerwowością i brakiem konstruktywnych postulatów. To nauczka na przyszłość – lepiej, by to nie firma projektowa, a miasto prowadziło konsultacje, których pierwsza faza powinna ruszać wraz z ogłoszeniem pierwszego przetargu (na wybór projektanta).

Uznając, że tak późne rozpoczęcie i sposób prowadzenia konsultacji były błędem, rozumiemy jednocześnie konieczność działania w tej chwili pod presją czasu, dlatego zwracamy się z sugestią przeanalizowania przez miasto i projektantów pewnych zmian, których wprowadzenie zaowocowałoby zwiększeniem użyteczności projektu i jego większą przyjaznością dla mieszkańców. Ponieważ projektanci nie wykorzystali możliwości przygotowania wariantu alternatywnego dla trasy głównej, sugerujemy, by w ramach poprawek taką opcję z uwzględnieniem naszych postulatów wykonali i by poddać ją uczciwej analizie.

  • Apelujemy o rozważenie przeprowadzenia linii tramwajowej nie skrajem, lecz przez samo osiedle Nagórki. Nowoczesna szkoła projektowania sieci tramwajowych wręcz zaleca zbliżanie torowisk do miejsc, gdzie mieszkają czy bywają ich potencjalni pasażerowie. Prowadzenie torowisk za wszelką cenę wzdłuż ulic to rozwiązanie z dawnej epoki – dziś to nie pasażerowie mają dochodzić do tramwaju, to tramwaj ma dojechać jak najbliżej nich. Linia tramwajowa przebiegająca ulicami Barcza i Murzynowskiego taki warunek spełnia. Z pewnością linia biegnąca przez osiedle zapewni tramwajom większą liczbę pasażerów i tym samym poprawę ekonomicznych parametrów przedsięwzięcia.

  • Sugerujemy rezygnację z budowy kilkusetmetrowej odnogi wzdłuż ulicy Leonharda. Choć prowadzi ona do fabryki Michelin – jednego z największych pracodawców, to kosztów jej budowy nie uzasadnia rachunek ekonomiczny. W przypadku przeprowadzenia linii tramwajowej ulicą Wyszyńskiego i aleją Piłsudskiego przystanek tramwajowy znajdzie się tuż przy skrzyżowaniu tych ulic, więc i w pobliżu fabryki – dojazd nowym środkiem transportu będzie zapewniony. Jednocześnie potoki pasażerskie do Michelin charakteryzują się dużą sezonowością w ciągu dnia – trzy szczyty w godzinach początków i końców zmian można obsłużyć komunikacją autobusową, czego dowodzi choćby przykład linii 131 do Indykpolu. Stworzona niedawno linia 141 cieszy się bardzo umiarkowaną popularnością, a to właśnie ją zastąpiłby tramwaj. To dowód, że inwestowanie w twardą infrastrukturę na tym odcinku nie byłoby najlepszą decyzją.

  • Apelujemy o przeanalizowanie możliwości ułożenia torowiska w ulicy wewnętrznej biegnącej wzdłuż ulicy Wyszyńskiego. Tramwaj w tzw. ulicy Parkingowej przebiegałby bezpośrednio w pobliżu bloków osiedla Kormoran, co zwiększałoby liczbę potencjalnych pasażerów ze względu na bliższą odległość do dużych skupisk mieszkańców i wygodne dojście (brak konieczności pokonywania jezdni ulicy Wyszyńskiego). Opcja ta pozostawia też kluczową dla miejskiego tranzytu ulicę Wyszyńskiego w dotychczasowych rozmiarach. Taki przebieg pozwoliłby też uniknąć długotrwałych utrudnień związanych z przebudową ul. Wyszyńskiego, która pełni ważną funkcję tranzytową, a także zachować przepustowość skrzyżowań w ciągu ul. Wyszyńskiego.

  • Zwracamy się także z sugestią przeprojektowania węzła przesiadkowego Dworzec Główny. Według obecnych planów linie tramwajowe jadące ulicami Kościuszki i Dworcową nie będą miały wspólnego przystanku końcowego. Przejście z jednego na drugi będzie wymagało co najmniej dwukrotnego przekraczania jezdni, a dojście do autobusów się wydłuży. Umiejscowienie wspólnego przystanku końcowego w miejscu dzisiejszych torów odstawczych skutkowałoby zdecydowanie większą wygodą dla pasażerów i uproszczeniem struktury całego węzła.

Mamy nadzieję, że nasze rozsądne i umiarkowane postulaty zostaną uwzględnione i złożą się na kolejny wariant, który zostanie poddany analizie w studium wykonalności projektu.

Bartłomiej Biedziuk

w imieniu Forum Rozwoju Olsztyna

Krzysztof Kacprzycki

radny miasta Olsztyna

Marcin Bobiński

OlsztyńskieTramwaje.pl





Tramwaj tak, wypaczenia nie

20 02 2016

Pierwsze dwa miesiące tramwajów w Olsztynie najkrócej można podsumować tak: sukcesem jest ich uruchomienie i wykonanie, w kwestii funkcjonowania są jeszcze rzeczy do poprawki.

Solaris Tramino Olsztyn S111O #3007 na linii 1 w ulicy Żołnierskiej (23 grudnia 2015), w tle Obserwatorium Astronomiczne w dawnej wieży ciśnień

Solaris Tramino Olsztyn S111O #3007 na linii 1 w ulicy Żołnierskiej (23 grudnia 2015), w tle Obserwatorium Astronomiczne w dawnej wieży ciśnień © OlsztyńskieTramwaje.pl

Mimo że tramwaje kursują po Olsztynie już ponad 60 dni, to wciąż nie można powiedzieć, że system osiągnął już docelowy kształt. Nadal prowadzone są prace kalibracyjne przy systemie inteligentnego sterowania ruchem (ITS), który choć jest ponoć systemem inteligentnym i do tego uczącym się, to jednak nauka przebiega wolniej niż się spodziewaliśmy. To właśnie ITS okazuje się kluczowym elementem całego projektu. Infrastruktura torowa i sieciowa została wybudowana i poza przypadkami pęknięć szyn w czasie największych mrozów na początku stycznia, o czym pisaliśmy w poprzednim wpisie, w zasadzie nie ma zastrzeżeń co do jej funkcjonowania. Tabor też sprawuje się przyzwoicie – ujawniają się oczywiście choroby wieku dziecięcego, unieruchamiające nasze Solarisy Tramino na przystankach czy przed sygnalizatorami, ale poza pojedynczymi przypadkami są to problemy, które rozwiązuje zresetowanie oprogramowania tramwaju. Jest ich też z tygodnia na tydzień coraz mniej, co jest pozytywnym objawem. Niestety, ITS i inne elementy wykonywane przez olsztyńską firmę Sprint zdecydowanie nie osiągnęły jeszcze docelowej sprawności.

Najmniej zarzutów można mieć do systemu informacji pasażerskiej. Tablice na przystankach tylko sporadycznie pokazują czasy rozkładowe, w ogromnej większości przypadków zobaczyć można na nich rzeczywiste czasy odjazdów. Po miesiącu udało się też na przystankach tramwajowych symbol odjeżdżającego autobusu zastąpić tramwajem. Najlepiej mają ci, którzy korzystają z nowych technologii. Na stronie systemu informacji pasażerskiej w serwisie Zarządu Dróg, Zieleni i Transportu można śledzić poruszanie się wszystkich kursujących akurat po mieście pojazdów komunikacji miejskiej. Każdy autobus czy tramwaj znajdujący się aktualnie na linii daje się śledzić w czasie rzeczywistym na interaktywnej mapie. Przy każdym pojeździe wyświetlana jest informacja o jego kierunku jazdy i przyśpieszeniu lub opóźnieniu. Strona pozwala też oczywiście wyszukać połączenie między dowolnymi dwoma przystankami, podobnie jak popularne serwisy tego typu (np. JakDojadę.pl). Przewagą strony ZDZiT-u jest jednak to, że opiera się ona nie na rozkładach, lecz danych przesyłanych w czasie rzeczywistym, więc system nie powinien wpuścić nas na minę w postaci opóźnionego autobusu czy tramwaju. W zasadzie te same funkcjonalności ma aplikacja MyBus Online. Dostępna jest na wszystkie najważniejsze systemy operacyjne występujące w smartfonach (Android, Windows Phone, Apple iOS), więc praktycznie każdy dysponujący nowoczesną komórką i dostępem do internetu w niej może poruszać się po Olsztynie nawet nie znając dobrze nowego układu sieci komunikacji miejskiej – aplikacja poprowadzi go i wskaże najkorzystniejsze połączenie. Dla nas, którzy pamiętamy, jak w latach 90. ubiegłego wieku w sprzedaży były książeczki z drukowanymi rozkładami jazdy wszystkich linii MPK Olsztyn i ile zachodu kosztowało zaplanowanie sobie przy ich pomocy podróży po mieście, takie rozwiązania to krok epokowy. Dla młodszych czytelników pewnie już standard, ale za to jaki wygodny.

Tablica informacji pasażerskiej już wyświetla symbol tramwaju (25 stycznia 2016)

Tablica informacji pasażerskiej już wyświetla symbol tramwaju (25 stycznia 2016) Fot. Paweł Bukowski

Kontrowersje budzi funkcjonowanie systemu inteligentnego sterowania ruchem. W przypadku tramwajów jest już pod tym względem całkiem nieźle – ITS już „nauczył się” dawać pojazdom szynowym bezwzględny priorytet, dzięki czemu czasy przejazdów w widoczny sposób się poprawiły. Tramwaj w niemal każdej sytuacji na obszarze objętym działaniem ITS-u otrzymuje priorytet i ma włączane zielone światło (a dokładnie pionową kreskę, bo to odpowiednik zielonego na sygnalizatorze dla tramwajów) w taki sposób, żeby przejechać skrzyżowanie bez zatrzymywania się. Jedyną sytuacją, kiedy tramwaj może być zmuszony do zwolnienia lub krótkiego zatrzymania się przed sygnalizatorem, jest ta, w której musi zaczekać na koniec zielonego światła dla pieszych na przejściu przecinającym torowisko. To sytuacja naturalna i nie do obejścia – o ile zielone dla samochodów można skracać w razie potrzeby dość dynamicznie, w krótkim czasie, o tyle zielone dla pieszych wymaga jednak pewnego minimalnego czasu, by przechodzący mogli bezpiecznie torowisko opuścić.

Nieco bardziej skomplikowana sytuacja wytwarza się po przejeździe tramwaju. Problemem, który wydłużył czas przejazdu przez niektóre skrzyżowania (zwłaszcza w godzinach szczytu, przy wysokiej częstotliwości kursowania tramwajów), jest fakt, że kiedy tramwaj już opuści skrzyżowanie, sygnalizacja nie powraca do przerwanego cyklu, lecz rozpoczyna go od początku. Nie zapala się zielone światło dla kolejnego kierunku ruchu – jak wynikałoby to z ustalonej kolejności – lecz ponownie dla pierwszego z kierunków. System stara się jakoś ratować sytuację – pierwszy cykl po przejeździe tramwaju jest skrócony i zielone światło zapala się na równy czas dla poszczególnych kierunków, by odetkać skrzyżowanie i „oczyścić” z samochodów po trochu każdy z wlotów. W kolejnym cyklu ITS bierze już pod uwagę natężenie ruchu i wydłuża zielone tam, gdzie samochodów jest więcej, a skraca tam, gdzie mniej. Takie rozwiązanie ma swoją logikę i być może nie wydłużałoby czasów przejazdów przez skrzyżowania, gdyby nie jeden fakt: oto nadjeżdża kolejny tramwaj i wszystko rozpoczyna się od początku. W godzinach szczytu na wspólnym dla wszystkich trzech linii odcinku tramwaje mogą się pojawiać czasami nawet co 2-3 minuty, co oznacza, że system nie zdąży przywrócić normalnego, „inteligentnego” cyklu z wydłużaniem i skracaniem czasów wedle potrzeby, a działa jedynie we wspominanym trybie krótkich, równych czasów zielonego dla wszystkich. W ten sposób niektóre kierunki ruchu, zwłaszcza relacje skrętne z przecięciem torowiska (np. na skrzyżowaniu alei Sikorskiego z ulicami Synów Pułku i Tuwima), mocno odczuwają nowy program sygnalizacji. Z pewnością ta cecha ITS-u wymaga jeszcze optymalizacji, ale należy mieć przy tym jedno, podstawowe założenie – nie pogorszyć sytuacji tramwajów, które w tej chwili poruszają się rzeczywiście sprawnie. Pamiętajmy, ile osób jedzie tramwajem, a ile mieści się w samochodzie osobowym i to powinna być podstawowa wskazówka.

Biletomat każe płacić odliczoną kwotą... w banknotach

Biletomat każe płacić odliczoną kwotą… w banknotach Fot. Twitter / Emil Marecki

Pierwsze dwa miesiące funkcjonowania tramwajów przyniosły też trochę problemów z biletomatami. Najwięcej skarg słyszy się na biletomaty mobilne w pojazdach, ale i stacjonarne potrafią płatać figle. Tym pierwszym nierzadko zdarza się wyświetlać komunikat, że urządzenie nie działa i bilet należy zakupić u kierowcy. Te drugie sprawiały początkowo dużo problemów z zakodowaniem na Olsztyńskiej Karcie Miejskiej biletu okresowego zakupionego przez internet. Teraz hitem są komunikaty o tym, że urządzenie nie przyjmuje monet ani kart płatniczych, więc należy płacić odliczoną kwotą w banknotach. Jak należy to zrobić w przypadku biletów za 2,90 zł czy 1,45 zł, pozostaje nierozwiązywalną zagadką. Niestety, biletomaty na przystankach wciąż padają też ofiarą wandali. Masywne urządzenia zdemolować jest dość trudno, więc zazwyczaj olsztyńscy troglodyci zadowalają się uszkodzeniem ekranu przy pomocy jakiegoś ciężkiego narzędzia. W styczniu przeprogramowano też biletomaty stacjonarne i wprowadzono w nich dodatkowe zabezpieczenie. Polega ono na tym, że zanim system nie poleci włożyć karty płatniczej, otwór na nią będzie zasłonięty specjalną klapką. Dlaczego? Ano dlatego, że korzystającym z urządzeń udało się zepsuć 21 z nich (na 37 istniejących, czyli dobrze ponad połowę) wpychając do otworu na kartę monety czy papier. Część z tych awarii to z pewnością akty zwykłego wandalizmu, ale jeśli ktoś nie zrobił tego celowo, to nie pojmujemy, jak można wrzucać monety do przeznaczonego na kartę płatniczą otworu o zupełnie innym kształcie i opisanego sporej wielkości literami w dwóch językach, z czego jeden z nich jest tutejszym językiem urzędowym (Karta / Card).

Solaris Tramino Olsztyn S111O #3006 na zmienionej trasie linii 1 (do krańcówki Uniwersytet-Prawocheńskiego) skręca z alei Sikorskiego w ulicę Tuwima (1 stycznia 2016)

Solaris Tramino Olsztyn S111O #3006 na zmienionej trasie linii 1 (do krańcówki Uniwersytet-Prawocheńskiego) skręca z alei Sikorskiego w ulicę Tuwima (1 stycznia 2016) © OlsztyńskieTramwaje.pl

Zdecydowanie lepiej niż w pierwszych tygodniach wygląda sytuacja, jeśli chodzi o punktualność tramwajów. Urealnienie od 1 stycznia rozkładów jazdy przyniosło tę podstawową zmianę, że tramwaje nie mają już opóźnień nie do nadrobienia. Początkowo już po pierwszych kursach docierały na przystanki końcowe spóźnione tak bardzo, że było to już po godzinie odjazdu w przeciwnym kierunku. Takie opóźnienia narastały z każdym kursem i jeśli nie zdecydowano się na postój wyrównawczy i wypadnięcie jednego kursu, by ponownie rozpocząć jazdy zgodne z rozkładem (a nie decydowano się), to po paru godzinach rozkład był już fikcją i tramwaje jeździły już kompletnie według własnego widzimisię. Oczywiście jakaś tam – nierozkładowa – częstotliwość była w miarę zachowywana, a dzięki tablicom informacji pasażerskiej na przystankach można było się zorientować, ile przyjdzie czekać na tramwaj, ale i tak nie była to sytuacja normalna. Teraz tramwaje mieszczą się w czasach rozkładowych lub co najwyżej nabierają naturalnych, niewielkich opóźnień wynikających z sytuacji na ulicach. Takie spóźnienia daje się jednak bez problemu niwelować skracając czas postoju na przystankach końcowych i w kolejny kurs tramwaje ruszają już zgodnie z rozkładem.

W kontekście awarii, z jakimi mieliśmy do czynienia na początku stycznia (przede wszystkim pękające szyny), byliśmy ciekawi, jak wygląda podział obowiązków, uprawnień i odpowiedzialności pomiędzy dyspozytorów organizatora przewozów, czyli Zarządu Dróg, Zieleni i Transportu, oraz operatora, czyli MPK Olsztyn: kto decyduje o wysłaniu dodatkowych pojazdów na trasy, wprowadzaniu objazdowych czy skróconych tras tramwajów czy uruchamianiu komunikacji zastępczej. Z tego, co udało się nam dowiedzieć, to procedury nie są jeszcze ostatecznie wypracowane i docierają się „w praniu”. Nie jesteśmy przekonani, że takie rozpoznanie bojem jest dobrym rozwiązaniem. Naszym zdaniem zasady współpracy ZDZiT i MPK powinny zostać opracowane i spisane jeszcze przed uruchomieniem tramwajów, a ewentualne poprawki, które wynikają z codziennej praktyki, należałoby wpisywać do takiego dokumentu na bieżąco.

Dowiedzieliśmy się też wszyscy – dzięki interpelacji radnego Krzysztofa Kacprzyckiego – jak szybko powinny być usuwane awarie sieci tramwajowej. Wszystko zależy od oceny danej sytuacji. Najpilniejsze są awarie krytyczne – te trzeba usunąć w ciągu 4 godzin. Awarie ważne powinny być usunięte w 4 dni (96 godzin), na naprawę w pozostałych przypadkach jest 14 dni od zgłoszenia. Kluczowa jest jednak kwestia, kto takiej klasyfikacji dokonuje. Otóż wstępnie robi to użytkownik (MPK) lub zarządzający (ZDZiT) infrastrukturą tramwajową i już to budzi pewien niepokój, bo decydent powinien być jeden. Ponieważ przez pięć lat sieć objęta jest gwarancją, napraw dokonują przedstawiciele wykonawców – firm, które dany odcinek budowały. Najdziwniejszy jest jednak zapis mówiący o tym, że ostatecznej oceny rodzaju awarii dokonuje… inżynier kontraktu, czyli zewnętrzna firma – w przypadku projektu tramwajowego jest to Grontmij Polska. Rozumiemy dbałość o przejrzystość procedur, ale chyba miasto jednak przesadza oddając to zadanie w ręce podmiotu zewnętrznego. Przez taką decyzję awarie takie, jak wspomniane pęknięcia szyn na początku stycznia, które powodowały ogromne utrudnienia i zmiany tras wszystkich linii tramwajowych, okazują się nie być krytycznymi. Pęknięte szyny naprawiano szybciej niż w cztery dni, ale nie zmienia to faktu, że takie awarie powinny mieć najwyższy status, tymczasem w niektórych przypadkach po czterech godzinach na miejscu usterki nawet jeszcze nie zdążyły się pojawić ekipy naprawcze.

Wahadłowy kurs linii 2 na trasie skróconej do Galerii Warmińskiej zbliża się "pod prąd" do przystanku Wilczyńskiego (1 stycznia 2016)

Wahadłowy kurs linii 2 na trasie skróconej do Galerii Warmińskiej zbliża się „pod prąd” do przystanku Wilczyńskiego (1 stycznia 2016) © OlsztyńskieTramwaje.plTobruku)

Kiedy już usterka jest usunięta, wykonawca ma obowiązek powiadomić o tym ZDZiT, ta instytucja zaś ma od 1 do 3 godzin na przywrócenie kursowania linii w oryginalnym kształcie. Do awarii – czy to infrastruktury, czy to tramwajów – praktycznie już nie dochodzi i obecnie zatrzymania ruchu wynikają głównie z czynników ludzkich. Właśnie czynnik ludzki w bardzo smutny sposób przyczynił się do pierwszego przypadku uruchomienia komunikacji zastępczej za tramwaj. 27 stycznia na skrzyżowaniu alej Sikorskiego i Obrońców Tobruku doszło do śmiertelnego wypadku. Mężczyzna – według pierwszych doniesień policji: najprawdopodobniej pijany – wszedł na przejście dla pieszych na czerwonym świetle wprost pod nadjeżdżający tramwaj. Motornicza prowadząca Tramino #3010 nie miała szans zahamować i mężczyzna uderzył w przednią szybę, ginąc na miejscu. Ponieważ oględziny prokuratorskie musiały potrwać kilka godzin, a wypadek zdarzył się na wspólnym odcinku trzech linii tramwajowych, unieruchamiając je wszystkie. ZDZiT zdecydował więc szybko o zawieszeniu linii 1, 2 i 3. W zamian za nie na ulice wyjechały linie zastępcze – Z1 i Z2. Poruszały się one po trasie swoich tramwajowych odpowiedniczek – Z1 z krańcówki Kanta do Wysokiej Bramy, Z2 z Dworca Głównego do Kanta. „Trójki” – i tak traktowanej po macoszemu – niczym nie zastąpiono i pasażerowie musieli się ratować regularnymi liniami autobusowymi. Wypadek zdarzył się po godzinie 12 – w ciągu kilkudziesięciu minut po mieście kursowały już „zatramwaje”. Utrudnienia zakończyły się około godziny 17.

Wypadek z udziałem tramwaju na skrzyżowaniu alej Sikorskiego i Obrońców Tobruku (27 stycznia 2016)

Śmiertelny wypadek z udziałem tramwaju na skrzyżowaniu alej Sikorskiego i Obrońców Tobruku (27 stycznia 2016) © Komenda Miejska Policji w Olsztynie

Na trasę linii zastępczych autobusy wyjechały jeszcze z bazy MPK przy ulicy Kołobrzeskiej, ale od lutego reagowanie na takie sytuacje jest łatwiejsze, bo w końcu uruchomiono gotową od miesięcy postojową zajezdnię autobusową przy alei Sikorskiego. Znajdująca się na wysokości przystanku Auchan (taką nazwę nosi od 3 lutego 2016 dotychczasowy przystanek Real – w związku ze zmianą nazwy hipermarketu nazwę zmienił też przystanek) pierwotnie planowana była na 42 pojazdy, ale ostatecznie w związku z problemami z miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego nieco ją pomniejszono i stacjonować tam będzie 35 autobusów.

Nie znamy jeszcze żadnych danych dotyczących tego, jak popularne są tramwaje, ile osób nimi podróżuje. I jeszcze jakiś czas będziemy musieli na nie poczekać, bo ZDZiT zleci ich przeprowadzenie najwcześniej na marzec. To pierwszy okres pełnego obłożenia, bez ferii szkolnych czy akademickich, i dopiero wtedy da się zdobyć wiarygodne wyniki. Ich analiza pewnie trochę potrwa, a ewentualne zmiany rozkładów czy układu linii to pewnie już kwestia 2017 roku.





Trudne pierwsze dni

3 01 2016

Zgodnie z zapowiedziami 27 grudnia ruszyła linia tramwajowa 2 z Dworca Głównego do krańcówki Kanta na Jarotach, a 31 grudnia – „trójka” z Dworca Głównego do Kortowa (przystanek końcowy Uniwersytet-Prawocheńskiego). Pierwszych kilkanaście dni funkcjonowania tramwajów w Olsztynie to jednak festiwal problemów, wynikających przede wszystkim z braku czasu na wcześniejsze spokojne przetestowanie i wdrożenie całego systemu.

Solaris Tramino Olsztyn S111O #3001 na linii 2 w pierwszym dniu jej kursowania (27 grudnia 2015) na torach odstawczych przy przystanku początkowym Dworzec Główny tuż przed rozpoczęciem inauguracyjnego kursu (godzina 4:53)

Wyjście z mroku wcale nie jest takie łatwe dla olsztyńskich tramwajów. Na zdjęciu: Solaris Tramino Olsztyn S111O #3001 na linii 2 w pierwszym dniu jej kursowania (27 grudnia 2015) na torach odstawczych przy przystanku początkowym Dworzec Główny tuż przed rozpoczęciem inauguracyjnego kursu (godzina 4:53) Fot. Paweł Bukowski

Choć tramwaje osiągają już dużo lepsze czasy przejazdów niż podczas inauguracji systemu 19 grudnia, to jednak nie udaje się przejechać żadnej z tras linii w pierwotnie założonych czasach. Zostały one wyliczone na podstawie prędkości przyjętych w studium wykonalności projektu autorstwa firmy IMS z Krakowa. Te były bardzo optymistyczne, na dodatek twórcy studium przyjęli inne bardzo wyśrubowane założenia: tramwaj miałby stać na przystankach od 15 do 30 sekund, zaś na skrzyżowaniach z sygnalizacją świetlną nie więcej niż 20-40 sekund. Trudno nam jednoznacznie określić, czy spełnienie takich parametrów jest realne. Wydaje nam się, że o ile system sterowania ruchem (ITS) można zaprogramować w taki sposób, by priorytet dla tramwajów na skrzyżowaniach uzyskać, to już założony czas wymiany pasażerów, szczególnie na najpopularniejszych przystankach i w godzinach szczytu, trudno będzie osiągnąć. Problem jest jednak taki, że ITS miał zacząć działać dopiero 1 stycznia. Czy zaczął trudno nam określić, bo ITS jest systemem „uczącym się” i początki jego funkcjonowania mogą być słabo zauważalne. Pierwsze dni stycznia są dość słabą okazją do nauki, bo rok 2016 zaczyna się długim – a nawet bardzo długim, jeśli uwzględnimy wolne w święto Trzech Króli – weekendem, gdzie ruch będzie nieco mniejszy i niestandardowy w porównaniu do przeciętnego dnia powszedniego. Jest to jednak chyba i tak sytuacja lepsza niż to, co działo się od 19 grudnia. Olsztyn miał wcześniej swój system sterowania ruchem, jednak najwyraźniej w ramach przygotowań do wdrożenia nowego postanowiono go wyłączyć, bo sygnalizacje świetlne po uruchomieniu tramwajów działały ewidentnie w systemie sztywnych faz. Trzy-, czterominutowe oczekiwania na zielone światło stały się standardem, co więcej przejazd tramwaju powodował rozpoczęcie fazy od początku, więc jeśli cykl dla danego kierunku jazdy wypadał na końcu… Jednocześnie priorytet dla tramwajów w działającym w trybie awaryjnym systemie też był wątpliwy. Czas przejazdów udało się skrócić, ale i tak nie osiągnięto w niemal żadnym przypadku granicy 20 minut, a był to – przypomnijmy – najdłuższy z zaplanowanych rozkładowo czasów (linia 2 w kierunku Jarot). We wszystkich przypadkach największy problem stanowiło oczywiście oczekiwanie na skrzyżowaniach na sygnał wolnego przejazdu, czyli mówiąc po prostu – stanie na czerwonym świetle.

Najprawdopodobniej właśnie pod wpływem grudniowych jazd zdecydowano się na zmianę rozkładów jazdy. Co prawda wróbelki ćwierkają, że nawet w gronie osób najbliższych projektowi tramwajowemu po zawirowaniach w ruchu ulicznym po 19 grudnia zaczęto przebąkiwać, że „priorytet dla tramwajów nie może być taki absolutny”, bo miałoby to rzekomo zablokować ruch samochodowy, ale ponieważ nie mamy potwierdzenia tej informacji z innego, niezależnego źródła musimy traktować ją jako co najwyżej prawdopodobną. A tylko danie bezwzględnego pierwszeństwa tramwajom mogłoby zbliżyć czasy przejazdów do pierwotnie zakładanych. Nie dowiemy się jednak, czy tak by się stało, bo po tymczasowym rozkładzie na grudzień 2015 wszedł w życie już docelowy (?) rozkład obowiązujący od 1 stycznia 2016. A w nim wydłużono zakładane czasy pokonywania tras: linia 1 w kierunku krańcówki Kanta ma jechać nie 17, a 20 minut, zaś powrót do Wysokiej Bramy powinien jej zajmować nie 16, lecz 20 minut, linia 2 z Dworca Głównego do ostatniego przystanku przy Kanta ma dojeżdżać nie w 20, ale w 22 minuty, powrót wydłużył się z 18 do 21 minut, linii 3 wydłużono oficjalnie przejazd w kierunku Kortowa z 15 do 16 minut, zaś powrót do Dworca Głównego ma niezmiennie trwać 14 minut.

Solaris Tramino Olsztyn S111O #3005 na linii 3 wjeżdża na przystanek Galeria Warmińska (1 stycznia 2016)

Solaris Tramino Olsztyn S111O #3005 na linii 3 wjeżdża na przystanek Galeria Warmińska (1 stycznia 2016) © OlsztyńskieTramwaje.pl

Mamy nadzieję, że nie oznacza to rezygnacji z osiągnięcia krótszych czasów i po wprowadzeniu niezbędnych poprawek uda się jeszcze urwać po minutę czy dwie, zwłaszcza że możliwości ku temu istnieją. Przede wszystkim we wspomnianym nadaniu bezwzględnego priorytetu tramwajom przez system ITS, ale też choćby w osiąganiu wyższych prędkości między przystankami – jak na razie w ruchu liniowym Solarisy Tramino nie osiągają zakładanych na niektórych odcinkach 60 czy 70 km/h (z taką prędkością poruszano się tylko podczas niektórych jazd testowych). Przy tych wszystkich uwarunkowaniach zgadzamy się jednak, że lepszy nieco dłuższy czas przejazdu, ale w zamian za to realizowalny rozkład. Pasażer prędzej zniesie dłuższą jazdę niż rosnące z kursu na kurs opóźnienie, co byłoby nieuchronnym skutkiem ustawienia nierealnych czasów.

Po tym, jak w mediach pojawiły się informacje o wydłużeniu czasów przejazdów, zastanowiły nas pojawiające się jednocześnie zapewnienia, że nie zmieni to maksymalnej liczby wozów pozostających w ruchu liniowym – miałoby to być nadal 12 z 15 Tramino. Wydawało nam się to nieprawdopodobne, bo z naszych, niewymagających kosmicznej wiedzy obliczeń wynikało, że dla zachowania częstotliwości konieczne będzie wprowadzenie do ruchu – przynajmniej – jeszcze jednego tramwaju (najprawdopodobniej na linię 1). Odpowiedź przyniosła analiza nowych rozkładów i jest to odpowiedź bardzo zła. Cudów nie ma i jeśli nie chce się dodać trzynastego tramwaju, to gdzieś trzeba coś zabrać. Padło na linię 3. Tramwaj między Dworcem Głównym a Uniwersytetem Warmińsko-Mazurskim miał kursować co kwadrans w dni powszednie, co pół godziny w takoweż poza rokiem szkolnym, co 15-20 minut w soboty i co 20-30 minut w niedziele i święta. Zdecydowano się zabrać z tej linii jeden tramwaj, co rozkład „trójki” absolutnie rujnuje – miałaby ona kursować przez cały rok w dni powszednie co pół godziny, w soboty także co 30, a czasem nawet co 40 minut, natomiast z niejasnych powodów największą częstotliwość linii 3 zaplanowano na niedziele – co 20-30 minut. Co prawda wydłużono w stosunku do pierwotnych planów kursowanie tej linii – zamiast od 6:30 do 21:00 kursowałaby ona jak pozostałe tramwaje od 5:00 do 23:00, ale i tak nie zmienia to faktu, że takie rozrzedzenie kursów rujnuje i tak wątłą opłacalność tej linii. „Trójka” ma sens, ale jest linią niedokończoną, bo torowisko powinno prowadzić nie do Kortowa, ale przez całe miasteczko akademickie. Anegdotyczna jest już wypowiedź kanclerza UWM o niszczeniu integralności kampusu przez tramwaj – absurdalność tej wypowiedzi nie zmienia faktu, że poparcia dla przedłużania odnogi kortowskiej na uniwersytecie nie ma. Tym bardziej należałoby dbać o to, żeby ktoś chciał „trójką” jeździć, a to można osiągnąć tylko przyciągając pasażerów atrakcyjnym rozkładem jazdy. Takim nie można nazwać kursowania tramwaju co 30 czy nawet 40 minut. Półgodzinny takt w dzień powszedni nie tylko zniechęci do wybierania tramwaju studentów czy pracowników UWM, ale nawet mieszkańcom osiedla Mleczna, Pozort czy Brzezin mieszkającym w miarę blisko przystanków tramwajowych każe wybierać raczej kursujące co kwadrans 128, bo nawet przy dojeździe do Dworca Głównego mimo dłuższego czasu podróży (co więcej: według rozkładu nieznacznie dłuższego) będzie to atrakcyjniejsza propozycja. Należy więc jak najszybciej przywrócić 15-minutowy takt linii 3 w dni powszednie – nawet za cenę zmniejszenia rezerwy do dwóch tramwajów.

Solaris Tramino Olsztyn S111O #3007 na linii 1 na przystanku Skwer Wakara (23 grudnia 2015), w tle wieża kościoła pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa

Solaris Tramino Olsztyn S111O #3007 na linii 1 na przystanku Skwer Wakara (23 grudnia 2015), w tle wieża kościoła pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa © OlsztyńskieTramwaje.pl

Olsztyńskiej sieci nie ominęły też kłopoty infrastrukturalne. Już drugiego dnia kursowania MPK Olsztyn podjęło decyzję o skróceniu linii 1 do przystanku Centrum. Od 20 grudnia tramwaje zaczęły zawracać jeszcze w alei Piłsudskiego, tuż za rozjazdem i przejściem odcinka dwutorowego w jednotorowy. Stało się to po incydencie, do którego doszło na ulicy 11 Listopada – tramwaj wjechał w nią, na odcinek jednotorowy, kiedy na przystanku końcowym przy Wysokiej Bramie stał inny wóz. Zagrożenia wypadkiem wielkiego nie było, bo prędkość na tym odcinku ograniczona jest do 30 km/h (przed samą krańcówką nawet do 10 km/h), a już po wjeździe na plac Jana Pawła II widać peron krańcówki i koniec trasy w ulicy 11 Listopada, ale i tak zdecydowano o skróceniu trasy „jedynki” do przystanku w alei Piłsudskiego.

Ujawniło to przy okazji błąd projektowy odnogi na Stare Miasto. Projektantom zlecono umieszczenie rozjazdu kończącego odcinek dwutorowy w takim miejscu, by w razie potrzeby zmiany kierunku jazdy bez dojeżdżania do Wysokiej Bramy tramwaj mógł to zrobić bez przekraczania bądź blokowania skrzyżowania przed ratuszem. Progreg taki rozjazd zaprojektował i rzeczywiście tramwaj zmieniając kierunek nie wjeżdża na jezdnię. Tyle tylko, że blokuje całkowicie przejście dla pieszych przez aleję Piłsudskiego… Według naszych informacji Zarząd Dróg, Zieleni i Transportu zwracał na to uwagę, ale nie uwzględniono jego sugestii – dziś się to mści. Nie jest to może błąd krytyczny, ale jednak pieszym znacznie utrudnia życie.

Solaris Tramino Olsztyn S111O #3004 na linii 1 w alei Piłsudskiego (23 grudnia 2015)

Tramwaj zmienia kierunek jazdy, piesi muszą czekać, bo rozjazd zaplanowano zbyt blisko skrzyżowania. Na zdjęciu: Solaris Tramino Olsztyn S111O #3004 na linii 1 w alei Piłsudskiego (23 grudnia 2015) © OlsztyńskieTramwaje.pl

O konieczność skrócenia trasy „jedynki” obwiniano to zwrotnicę, to cały system, okazało się jednak, że przyczyną jest błąd ludzki. Otóż tramwaj dojeżdżający do miejsca, w którym z dwóch torów robi się jeden, powinien najpierw „zameldować się” systemowi w określonym miejscu, a następnie podjechać kilka metrów do przodu i w kolejnym wyznaczonym punkcie oczekiwać na sygnał zezwalający na wjazd na tor pojedynczy. Podwykonawca tego odcinka odpowiadający za sygnalizację motorniczych przeszkolił, coś jednak musiało zaszwankować w komunikacji, bo prowadzący tramwaje zazwyczaj zapominali o meldunku i podjeżdżali bezpośrednio pod sygnalizator. To powodowało, że system nie mając informacji o pojeździe nie włączał też pionowej kreski zezwalającej na jazdę w kierunku Wysokiej Bramy. Motorniczowie musieli więc wymuszać taki sygnał ręcznie i mogliby dojeżdżać do Wysokiej Bramy, sprawdzając jedynie, czy na odcinku jednotorowym nie ma innego wozu. Wymagało to co najwyżej podejścia kilku-kilkunastu metrów do przodu. MPK argumentując to troską o bezpieczeństwo odmówiło stosowania takiej procedury i stwierdziło, że do czasu zapoznania się z instrukcją działania rozjazdu tramwaje w ulicę 11 Listopada wjeżdżać nie będą. Zażądano takiej instrukcji, a że był okres świąteczny, dotarła ona do ratusza dopiero 29 grudnia. Tego samego dnia dostało ją MPK i poinformowało motorniczych, jak powinni postępować, wydawało się więc, że od początku kursowania 30 grudnia linia 1 powinna znów kursować do Wysokiej Bramy. Z niewiadomych przyczyn nastąpiło to jednak dopiero po południu 31 grudnia.

Zmiana zwrotnicy (i kierunku jazdy) na skróconej do przystanku Centrum trasie linii 1 (23 grudnia 2015)

Zmiana zwrotnicy (i kierunku jazdy) na skróconej do przystanku Centrum trasie linii 1 (23 grudnia 2015) © OlsztyńskieTramwaje.pl

11-dniowy okres walki z rozjazdem w alei Piłsudskiego był dla olsztyńskich motorniczych okazją do osobistego zapoznania się ze starymi technologiami w ruchu tramwajowym. Przy każdej zmianie kierunku musieli oni bowiem dwukrotnie przestawiać rozjazd ręcznie, czyli przy pomocy żelaznej wajchy. Obrazek powszechny w Polsce jeszcze w latach 90. ostatnimi czasy stał się reliktem przeszłości i ujrzenie motorniczego własnoręcznie przestawiającego zwrotnicę należy już do rzadkości. W Olsztynie mieliśmy okazję oglądać go przez jakiś czas codziennie.

Pierwsze dni to też pierwsze awarie Solarisów Tramino. 21 grudnia jeden z wozów utknął przy skrzyżowaniu alej Sikorskiego i Obrońców Tobruku. W godzinach popołudniowego szczytu na kilkadziesiąt minut unieruchomił całą sieć – wówczas kursowała jeszcze jedynie linia 1 – przez brak weksli, czyli połączeń międzytorowych, pozostałe tramwaje nie mogły ominąć unieruchomionego niemal w środku trasy pojazdu. Według relacji internetowych to zatrzymanie miało miejsce przy hamowaniu pojazdu, po którym zgasło oświetlenie wewnętrzne i tablice systemu informacji pasażerskiej. W kolejnych dniach miało miejsce jeszcze kilka podobnych incydentów zakończonych krótszymi przerwami w kursowaniu.

Najpoważniejszym problemem było jednak kompletne nierealizowanie przez tramwaje rozkładów jazdy. Nie pomagały tu tablice systemu informacji pasażerskiej czy internetowa lub komórkowa aplikacja, bo także one nie pokazywały rzeczywistych czasów przyjazdów czy pozycji tramwajów. Szczególnie w pierwszych dniach powszechna była sytuacja tworzenia się stad – chwilami wypełniały się tory nawet na czteroperonowej krańcówce Kanta. Tramwaje odjeżdżały w kilkuminutowych odstępach, po czym przez kilkadziesiąt minut można było ich bezskutecznie wypatrywać. To powodowało, że mimo darmowych przejazdów tramwajem wiele osób decydowało się jednak na podróż autobusem, bo ta nawet jeśli dłuższa, to była przewidywalna, w przeciwieństwie do transportu szynowego. Zaplanowanie np. dojazdu do pracy tramwajem było bardzo ryzykowne. Tablice na przystankach pokazywały czasy odjazdów, a te po chwili znikały bądź zamieniały się w zupełnie teoretyczne czasy rozkładowe, bo system „gubił” tramwaj. Nie było mowy o regularności, a i zakładane częstotliwości były fikcją – tramwaje kursowały nawet dwa razy rzadziej niż wynikałoby to z rozkładu.

Wnętrze Solarisa Tramino Olsztyn S111O #3009 (27 grudnia 2015)

Choć święty Jakub, patron m.in. pielgrzymów i walk z islamem, to zdecydowanie przyjazna postać, to jednak jego pojawienie się na tablicach informacji pasażerskiej w olsztyńskich Tramino, zwiastuje tylko kłopoty, czyli brak informacji o trasie. Na zdjęciu:  Wnętrze Solarisa Tramino Olsztyn S111O #3009 (27 grudnia 2015) © OlsztyńskieTramwaje.pl

Czego udało się uniknąć w czasie jazd testowych, musiało się zdarzyć już w czasie liniowego kursowania. 22 grudnia na nieużywanym jeszcze wówczas liniowo odcinku wzdłuż ulicy Tuwima strażacy i policjanci przeprowadzili ćwiczenia polegające na symulacji zderzenia tramwaju z samochodem. Już dzień później mogli potrenować w rzeczywistości. Po południu 23 grudnia miała miejsce pierwsza kolizja tramwaju z samochodem – jak można było przypuszczać: z winy tego drugiego. Wyjeżdżający z parkingu w pobliżu ulicy Berlinga na aleję Sikorskiego kierowca nie zauważył Tramino i oba pojazdy nieco się poobijały. Na szczęście motorniczy wcześniej zauważył podejrzane zachowanie kierowcy i rozpoczął hamowanie, dzięki czemu skończyło się na otarciach na karoserii Solarisa. Jako pierwszy pokiereszowany został wóz o numerze taborowym #3005, który zresztą brał udział w oficjalnej inauguracji tramwajów (przewoził pasażerów jako drugi). Dzień później, w wigilijny poranek, kilkadziesiąt metrów dalej, na skrzyżowaniu alei Sikorskiego i ulicy Andersa doszło do kolejnej stłuczki, w podobnych zresztą okolicznościach. Przez pierwsze dwa tygodnie funkcjonowania tramwajów doszło już do kilku kolizji, w większości na szczęście niegroźnych. W Sylwestra po raz pierwszy winowajcą był motorniczy – prowadząca Tramino na ulicy Kościuszki nie wyhamowała i uderzyła w stojącego przed nią busa (swoją drogą, co robił on na pasie autobusowo-tramwajowym, po którym mogą się poruszać tylko pojazdy operatorów transportu publicznego?).

Już drugiego dnia funkcjonowania tramwajów miał za to miejsce inny incydent. Kierująca fiatem seicento jadąc ulicą Płoskiego najpierw zawróciła mimo zakazu na skrzyżowaniu z ulicą Wilczyńskiego i aleją Sikorskiego, by następnie wjechać na torowisko. O ile przejeżdżając przez przystanek, gdzie tory ułożone są w płytach prefabrykowanych, mogła się rzeczywiście pomylić, to tłuczeń na dalszym odcinku powinien jej dać do myślenia. Mimo to przejechała po torowisku typu kolejowego dobre kilkaset metrów, by w końcu na nim utknąć. Kierującej pomógł przypadkowy świadek, który siadł za kierownicą seicento i zjechał z torowiska. Sprawa ma znaleźć finał w sądzie.

Rajd Fiata Seicento na torowisku przy ulicy Płoskiego (20 grudnia 2015)

Rajd Fiata Seicento na torowisku przy ulicy Płoskiego (20 grudnia 2015) © Komenda Miejska Policji w Olsztynie

Mniej anegdotycznie, a wręcz całkiem niezabawnie zaczął się dla tramwajów rok 2016. W noworoczny poranek ok. godz. 9:00 jadący z Jarot tramwaj na torowisku przy alei Sikorskiego, na wysokości ulicy Zaruskiego, został uszkodzony przez fragment pękniętej szyny, po której przejeżdżał. Po tym zdarzeniu powstała kilkudziesięciocentymetrowa wyrwa w jednej z szyn, co wstrzymało całkowicie komunikację tramwajową na tej nitce torowiska. Zarząd Dróg, Zieleni i Transportu zareagował dosyć szybko zmieniając trasy tramwajów: linię 1 spod Wysokiej Bramy skierowano do Kortowa, linię 2 skrócono do odcinka Galeria Warmińska – Kanta, na którym kursowała wahadłowo po torze w kierunku Jarot, trasa linii 3 pozostała bez zmian. Pochwalić należy wykorzystanie dwukierunkowości taboru, ale z pozostałymi elementami nie było już tak dobrze. Na tablicach informacji pasażerskiej wyświetlała się informacja o zmianach, ale część tablic zawiesiła się i pokazywała „zamrożone” komunikaty o porach przyjazdów tramwajów sprzed dwóch godzin. Tak było na kluczowym, bo w zaistniałej sytuacji przesiadkowym przystanku Galeria Warmińska. W przyszłości warto by w takiej sytuacji wysłać tam po prostu człowieka, który informowałby o zmianach i kierował pasażerów na odpowiednie perony i przystanki, bo część pasażerów najwyraźniej nie wiedząc o zmianach cierpliwie (z czasem coraz mniej) czekała na wyłączonych z ruchu peronach. Przydałaby się też większa aktywność motorniczych, którzy mają przecież mikrofony, a głośniki znajdują się nie tylko wewnątrz, ale i na zewnątrz tramwaju. MPK powinno też ich uczulić, by tramwaje jadące z Kortowa, na które przesiadali się pasażerowie z wahadła czekały na tychże, a nie kazały im czekać na siarczystym mrozie. Sami byliśmy świadkami sytuacji, w której motornicza najprawdopodobniej „jedynki” (wyłączone wyświetlacze czołowe i boczne to plaga w olsztyńskich tramwajach) widząc grupę ludzi idących z „dwójki” na przesiadkę nie zaczekała na nich, lecz odjechała – dodajmy, że i tak tramwaje kursowały niezgodnie z rozkładem, więc jedna zmiana świateł dłużej nikogo by nie zbawiła.

Jeszcze gorzej było z ekipami technicznymi. MPK, które dopiero teraz szuka części ludzi do zaplecza technicznego, nie zajęło się pękniętą szyną. Po pięciu godzinach od wystąpienia awarii nie było na jej miejscu żywego ducha. Ostatecznie udało się ściągnąć ekipę naprawczą, która po godzinie 18 uporała się z uszkodzonym torem, wymieniając po prostu jego fragment i tramwaje oraz autobusy mogły wrócić na swoje trast. Była to jednak – co dziwne  – ekipa wykonawcy, czyli budującego ten odcinek konsorcjum kierowanego przez firmę Skanska. Służby torowe MPK, jeśli już je powołano, to zdecydowanie przysnęły.

Pęknięta szyna na torze w kierunku centrum przy alei Sikorskiego, w pobliżu ulicy Zaruskiego (1 stycznia 2016)

Pęknięta szyna na torze w kierunku centrum przy alei Sikorskiego, w pobliżu ulicy Zaruskiego (1 stycznia 2016) © OlsztyńskieTramwaje.pl

Kolejne dwa pęknięcia szyn zlokalizowano 2 stycznia rano na torowisku przy ulicy Płoskiego. Najpierw ograniczono tam prędkość, a następnie wstrzymano zupełnie ruch tramwajów na Płoskiego i Witosa. ZDZiT reagując na tę sytuację zmienił organizację ruchu w podobny sposób jak dzień wcześniej – linię 1 skierował do Kortowa, a z „dwójki” zrobił wahadło kursujące do skrzyżowania alei Sikorskiego z ulicami Synów Pułku i Tuwima (przystanek Galeria Warmińska). Niestety, z jedną różnicą: wahadłowa linia 2 kursowała nie od krańcówki Kanta, lecz od skrzyżowania alei Sikorskiego z ulicami Płoskiego i Wilczyńskiego. Oznaczało to pozbawienie komunikacji tramwajowej ulic Płoskiego i Witosa. Standardem w takich sytuacjach jest uruchomienie komunikacji zastępczej, czyli „autobusu za tramwaj”. O dziwo, ZDZiT tego nie zrobił, odcinając mieszkańców południowych Jarot od szybkiego transportu w kierunku centrum. Wsiadający na przystankach Kanta i Witosa mogli skorzystać z autobusów 127 albo 205, na przystanku Płoskiego – ze 121 lub 205, ale oznaczało to dłuższe oczekiwanie i nie jest to taka rekompensata dla pasażera jak autobus kursujący trasą tramwaju. Taki „zatramwaj” powinien kursować od Kanta aż do Galerii Warmińskiej, by zmuszać pasażerów tylko do jednej, a nie dwóch przesiadek (a awarię usunięto dopiero 3 stycznia rano). Wahadło tramwajowe jest dobrym pomysłem i nie należałoby z niego rezygnować, nawet gdyby na części trasy dublowało się z autobusem za tramwaj – to tylko jeden wóz, więc koszt niewielki, a wygoda dla pasażerów mieszkających przy czynnym odcinku torowiska – duża.

Nie wiemy, dlaczego ZDZiT nie zdecydował się na uruchomienie komunikacji zastępczej na odcinku nieobsługiwanym przez tramwaje, ale warto wyciągnąć wnioski i taką procedurę na przyszłość przygotować. Oznacza się taką linię np. literą T i numerem zastępowanej linii (T1, T2, T3, a w przypadku wspólnych odcinków podwójnie – T1-2, T 2-3), dodając komunikat „autobus za tramwaj” i jest to absolutnie zrozumiałe dla pasażerów. Wysłanie autobusów na trasę nie powinno zająć więcej niż kwadrans, co oznacza, że na przystankach powinny one się pojawić niewiele później. W sytuacji takiej jak z 1 i 2 stycznia, kiedy awaria następuje w południowej części miasta i sieci, ten czas może być jeszcze krótszy, jeśli autobusy wyjadą z nowej zajezdni przy alei Sikorskiego, naprzeciwko Reala. Niestety, z niejasnych przyczyn do gotowej praktycznie od września 2015 roku zajezdni MPK wciąż nie przenosi części swoich autobusów.

Solaris Tramino Olsztyn S111O #3001 na linii 2 w pierwszym dniu jej kursowania (27 grudnia 2015) na przystanku początkowym Dworzec Główny

Solaris Tramino Olsztyn S111O #3001 na linii 2 w pierwszym dniu jej kursowania (27 grudnia 2015) na przystanku początkowym Dworzec Główny © OlsztyńskieTramwaje.pl

Z kronikarskiego obowiązku należy odnotować starty linii 2 i 3, które nastąpiły po Bożym Narodzeniu. W niedzielę 27 grudnia z Dworca Głównego w pierwszy kurs do końcowego przystanku Kanta wyruszyła „dwójka”. Zgodnie z rozkładem, punktualnie o 4:53 Solaris Tramino o numerze taborowym #3001 wystartował z placu Konstytucji 3 Maja. Pasażerów było zaledwie czterech, zresztą wszyscy byli miłośnikami komunikacji miejskiej, którzy chcieli wziąć udział w historycznym przejeździe (w tym i my). Mimo bardzo wczesnej pory sygnalizacja świetlna dała się we znaki, bo pierwsza „dwójka” pokonała swoją trasę w 26 minut, docierając do krańcówki Kanta o 5:19. Przyczyniła się do tego też konieczność ręcznego przestawiania zwrotnicy przed wjazdem na końcowy przystanek. Z powrotem „dwójka” zabrała już kilku zwykłych pasażerów, także jadących z walizkami na dworzec, co dowodzi, że olsztyniacy uważnie śledzą uruchamianie tramwajów i korzystają z nich od pierwszej możliwej chwili. Pierwszy kurs linii 2 z Kanta do Dworca Głównego zajął 21 minut, czyli o trzy minuty dłużej niż w rozkładzie grudniowym, ale już zgodnie z wydłużonym czasem przejazdu obowiązującym od stycznia.

Solaris Tramino Olsztyn S111O #3008 na linii 3 w pierwszym dniu jej kursowania (31 grudnia 2015) na przystanku końcowym Uniwersytet-Prawocheńskiego po zakończeniu pierwszego kursu (6:30 z Dworca Głównego) © OlsztyńskieTramwaje.pl

Solaris Tramino Olsztyn S111O #3008 na linii 3 w pierwszym dniu jej kursowania (31 grudnia 2015) na przystanku końcowym Uniwersytet-Prawocheńskiego po zakończeniu pierwszego kursu (6:30 z Dworca Głównego) © OlsztyńskieTramwaje.pl

Pierwszym tramwajem na linii 3 było Tramino o numerze #3008. Miało ono wyruszyć z Dworca Głównego w czwartkowy, sylwestrowy poranek o godzinie 6:30, ale ostatecznie rozpoczęło kurs osiem minut później. Na początkowym przystanku czekało na pierwszą „trójkę” tylko trzech miłośników tramwajów, ale w trakcie trasy dosiadali się kolejni pasażerowie. Przejazd całej trasy zajął 21 minut – #3008 do końcowego przystanku w Kortowie (Uniwersytet-Prawocheńskiego) dotarł o 6:59. Dwie minuty później, o 7:01 ruszył w drogę powrotną i ta – podobnie jak w przypadku „dwójki” – zajęła mu mniej czasu, bo 19 minut (do Dworca Głównego dotarł o 7:20). Czas przejazdu do Kortowa mógłby być odrobinę krótszy, ale z niezrozumiałych przyczyn mijankę na ulicy Tuwima, przy skrzyżowaniu z ulicą Iwaszkiewicza, tramwaj pokonał nie na wprost – jak nakazywałaby logika przy pustym torze – lecz zaliczając żeberko mijanki, co zmusiło go do znaczącego ograniczenia prędkości.

Inauguracyjny kurs tramwaju linii 2 – 27 grudnia 2015 godz. 4:53

Inauguracyjny kurs tramwaju linii 3 – 31 grudnia 2015 godz. 6:38 (opóźniony w stosunku do rozkładu o 8 minut)





19 grudnia 2015 – znów ruszyły tramwaje w Olsztynie

22 12 2015

19 grudnia 2015 był historycznym dniem – po 50 latach i 30 dniach znów zaczęły po Olsztynie kursować tramwaje. „Trzeci początek” olsztyńskich tramwajów zainaugurował Solaris Tramino Olsztyn S111O o numerze taborowym #3006 ruszając spod ratusza w trasę linii 1.

Pierwszy tramwaj po ponad 50 latach w regularnym ruchu w Olsztynie - Solaris Tramino S111O o numerze taborowym #3006, w tle olsztyński ratusz (19 grudnia 2015)

Pierwszy tramwaj po ponad 50 latach w regularnym ruchu w Olsztynie – Solaris Tramino S111O o numerze taborowym #3006, w tle olsztyński ratusz (19 grudnia 2015) Fot. Paweł Bukowski

Staramy się, żeby nasze wpisy były raczej nieemocjonalne – ten będzie nieco inny, bo i jest po temu okazja. Część tych, którzy już tramwajem jechali, a pewnie nawet więcej tych, którzy tego nie zrobili, już narzekają: że wolno, że stoi na światłach, że autobusem szybciej. Napiszemy o tym poniżej, wyjaśnimy, co się dzieje i dlaczego, ale najważniejsze, żeby nie zagadać tego wydarzenia dyskusją o drobiazgach. Do końca roku system tramwajowy jest w fazie próbnej, pewne rzeczy będą się jeszcze docierać, konieczne będą poprawki. Ale widząc drzewa nie przestawajmy widzieć lasu. A fakty są takie, że wydarzyło się naprawdę coś wielkiego. Olsztyn uruchomił drugą po wojnie nową sieć tramwajową w Polsce (w 1959 roku powstała sieć częstochowska). Mimo renesansu tramwajów w cywilizowanym świecie w ostatnich dziesięcioleciach żadne inne polskie miasto nie okazało się na tyle mądre, żeby postawić na tramwaje, a przecież potencjalnych kandydatów jest wielu – Białystok, Lublin, Rzeszów, Kielce czy Radom. Najwyraźniej jednak były zabór rosyjski wolniej przekonuje się do nowoczesnych rozwiązań, dzięki czemu łatwiej było nam sięgnąć po pieniądze unijne z programu Rozwój Polski Wschodniej.

Równie dużym osiągnięciem jest to, że Olsztyn, mimo że mu tramwaje pół wieku temu zlikwidowano, z determinacją postanowił je odzyskać. Na dodatek mądrze wykorzystaliśmy ten fakt. Skoro już 50 lat temu wyrwano nam szyny i zerwano sieć trakcyjną, a przez pół wieku niszczono pamiątki po tramwajach tak skutecznie, że dziś miłośnikom komunikacji miejskiej, którzy zjechali na otwarcie, nawet nie mieliśmy, czego pokazywać, to postanowiliśmy tramwaje odbudować we współczesnej i nowoczesnej formie. Zamiast – klimatycznych, przyznajmy – tramwajów wąskotorowych mamy klasyczny standard kolejowy – 1435 mm. Nie mamy problemu z przeciskaniem się tramwajów przez wąskie ulice Starego Miasta (choć ma to swój urok – kto nie był, niech wpadnie do Grudziądza), bo wybudowaliśmy torowiska wykorzystując szerokie ulice, czasem je nawet zwężając, gdzie trzeba. Puściliśmy linie tam, gdzie mieszka najwięcej olsztyniaków i tam też zamierzamy je rozbudowywać.

Solarisy Tramino S111O czekające w alei Piłsudskiego w kolejce, by zabrać pierwszych pasażerów (19 grudnia 2015)

Solarisy Tramino S111O czekające w alei Piłsudskiego w kolejce, by zabrać pierwszych pasażerów (19 grudnia 2015) Fot. Paweł Bukowski

Przy okazji budowy tramwajów wypiękniało nam miasto. Choć do zrobienia jest jeszcze wiele – na przykład torowiska trawiastego mamy w zasadzie tylko krótki, „pokazowy” odcinek – to zamiast komunikacyjnego ścieku w samym centrum, mamy teraz uspokojony ruch na brukowanej teraz ulicy 11 Listopada i aleję Piłsudskiego bardziej przypominającą właśnie aleję niż szosę jak dotychczas. Wbrew pierwotnym planom nie obarierkowano całego miasta, przybyło przejść dla pieszych, łatwiej też poruszać się po mieście rowerem. Paradoksalnie chyba najwięcej zyskali stawiający się w pozycji największych ofiar kierowcy samochodów – wybudowano im ulicę Obiegową z pierwszym bezkolizyjnym skrzyżowaniem w mieście, wprowadzono nowy inteligentny system sterowania ruchem, wyremontowano aleję Sikorskiego – główny dojazd do południowych dzielnic miasta, powstał też nowy dojazd do nich – przez dawny poligon na Pieczewie (stworzony na czas budowy pozostał).

Tak jak przez długie miesiące w modzie było w Olsztynie narzekanie na tramwaje, tak wraz ze zbliżającym się uruchomieniem linii tendencja się odwróciła. Dziś, co bardziej naturalne, olsztyniacy interesują się swoim tramwajem bardziej niż – jak same to przyznają – oczekiwały tego władze. My zaskoczeni nie jesteśmy, bo akurat oprócz pozytywnego wpływu na miasto i samej estetycznej przyjemności podróżowania Solarisem Tramino (sporo tramwajów widzieliśmy i testowaliśmy w życiu, ale olsztyński – i to wcale nie z powodu lokalnego patriotyzmu – podoba nam się zdecydowanie najbardziej), będzie to przede wszystkim wygodny środek transportu na co dzień. Tłumy na otwarciu i trwające przez pierwsze dwa dni zainteresowanie olsztyńskim tramwajem to po części oczywiście efekt nowości, ale także – co słychać w samym tramwaju, bo oprócz zrobienia sobie zdjęcia w Tramino w modzie jest też dzwonienie, by powiedzieć „dzwonię z tramwaju” – niewątpliwie dowód dumy z czegoś, czego nie zrobił w Polsce nikt inny.

Tłumy na placu Jana Pawła II podczas oficjalnej inauguracji komunikacji tramwajowej w Olsztynie (19 grudnia 2015)

Tłumy na placu Jana Pawła II podczas oficjalnej inauguracji komunikacji tramwajowej w Olsztynie (19 grudnia 2015) Fot. Paweł Bukowski

Uroczysta inauguracja linii tramwajowej była stosunkowo krótka, bo trwała zaledwie pół godziny, choć można zażartować, że w przypadku przemówień to i tak sporo. Impreza rozpoczęła się punktualnie w południe na placu Jana Pawła II, przed olsztyńskim ratuszem. Sygnał do rozpoczęcia uroczystości dał ratuszowy zegar, a potem miejski trębacz odegrał z balkonu gmachu magistratu hymn Warmii „O Warmio moja miła”. Cykl przemówień rozpoczął prezydent Piotr Grzymowicz, potem byli przedstawiciele samorządu województwa, instytucji rządowych, które pośredniczyły w przekazywaniu środków unijnych (Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości i Ministerstwo Rozwoju). Tylko nowy wojewoda wzgardził tak ważną dla Olsztyna uroczystością. Potem jeszcze przedstawiciel warmińskiej kurii arcybiskupiej poświęcił tramwaj i można było przejść do przecinania wstęgi. Przepasano nią wóz o numerze #3006, a przecinających nie liczyliśmy, bo oprócz wspomnianych oficjeli byli tam też przedstawiciele wykonawców sieci i Solarisa. Faktem jest, że przecięcie poszło sprawnie (patrz jeden z filmów poniżej) i VIP-y mogły wsiadać do tramwaju przy akompaniamencie piosenki wybranej w nieoficjalnym miejskim konkursie na przebój tramwajowy, czyli utworu „Serce w tramwaju” olsztyńskiego zespołu Annette Music. Prominentów nie było więcej niż dwie setki, a ponieważ tylu pasażerów pomieści Solaris Tramino Olsztyn, to „doładowano” pojazd dziennikarzami i pasażerami z tłumu oczekujących dookoła niego i punktualnie o 12:30 przy biciu ratuszowego zegara, w chmurach konfetti i nie żałując dzwonka pierwsza „jedynka” ruszyła w drogę w kierunku Jarot. My zaproszeni nie byliśmy (zresztą i tak woleliśmy sfilmować odjazd), ale wiemy, że był to jednak przejazd nie do końca liniowy, bo ekspresowy – #3006 nie zatrzymał się na większości przystanków i do przystanku końcowego Kanta dotarł w mniej niż kwadrans.

Solaris Tramino Olsztyn S111O #3005 na przystanku końcowym Wysoka Brama przed pierwszym kursem liniowym (19 grudnia 2015)

Solaris Tramino Olsztyn S111O #3005 na przystanku końcowym Wysoka Brama przed pierwszym kursem liniowym (19 grudnia 2015) © OlsztyńskieTramwaje.pl

Pięć minut później, dokładnie o 12:35, odjechał z placu Jana Pawła II drugi tramwaj – #3005 także był wypełniony pasażerami po brzegi. Co ciekawe, te dwa wozy zostały zamówione przez miasto w MPK jako przewóz specjalny i specjalne było też ich miejsce odjazdu, bo startowały ze wspomnianego placu Jana Pawła II (dawniej placu Wolności), sprzed znanej chyba wszystkim w Olsztynie księgarni Książnicy Polskiej. Nie ma tam formalnie przystanku, ale na szczęście wbrew pierwotnym planom nie oddzielono tu – poszerzonego – chodnika od torowiska barierkami, więc wsiadanie do niskopodłogowego Tramino nie było żadnym problemem. Kurs #3005 choć formalnie był „przewozem okolicznościowym”, to i tak wpisał się w rozkład jazdy i 15-minutowy sobotni takt linii 1.

Kolejne odjazdy były już rozkładowe, więc ci, którzy nie zmieścili się do pierwszych dwóch tramwajów, musieli czekać następne kwadranse. Te pięć pierwszych kursów (oprócz #3006 i #3005 także #3007 o 12:50, #3004 o 13:05, #3002 o 13:20) traktowanych było jako inauguracyjne i ich pasażerowie otrzymywali pamiątkowe dyplomy. Owe „certyfikaty” były niemal identyczne jak te wręczane pasażerom podczas dnia otwartego w zajezdni 6 grudnia – różniły się jedynie datą. Po tych pięciu kursach dwa pierwsze Tramino (#3006 i #3005) zjechały do zajezdni, a na trasie pozostały trzy składy. Według – bardzo ambitnego – rozkładu jazdy powinno to z powodzeniem wystarczyć, ale niestety okazało się, że rzeczywistość nie jest tak różowa. Kolejne kursy odbywały się zupełnie w oderwaniu od rozkładu, bo czasy przejazdu okazały się nie tylko dużo dłuższe, ale i nieprzewidywalne. My wybraliśmy w trasę kursem o godzinie 13:20 spod Wysokiej Bramy, czyli piątym z „pierwszych” tramwajów. Wóz odjechał nawet minutę przed czasem – o 13:19. Planowo powinien dojechać do przystanku końcowego Kanta w 17 minut (z powrotem nawet minutę szybciej). Niestety, ustawienia świateł na skrzyżowaniach spowodowały, że na miejscu zamiast o 13:37 byliśmy o 13:58, czyli po 39 minutach. Trafiliśmy być może pechowo, bo był to chyba najdłuższy przejazd tego dnia, ale faktem jest, że pozostałe przejazdy nie trwały dużo krócej. Na dodatek na powrót przyszło nam czekać ponad 40 minut. Podobna sytuacja utrzymywała się przez cały dzień – tramwaje jeździły praktycznie stadami: trzy składy potrafiły odjechać po sobie w ciągu 10 minut, by wytworzyć potem nawet blisko godzinną przerwę w rozkładzie. Ludzie oczekujący na przystankach musieli mieć anielską cierpliwość i wielkie samozaparcie, by jednak przejechać się tramwajem. Mimo obecności pracownika nadzoru ruchu MPK na krańcówce Kanta o odjazdach decydowali najprawdopodobniej i tak motorniczowie (a powinni – naszym zdaniem – dyspozytorzy Zarządu Dróg, Zieleni i Transportu, czyli organizatora przewozów), którzy odjeżdżali w kierunku Wysokiej Bramy od razu po wymianie pasażerów, najprawdopodobniej chcąc nadrabiać opóźnienie (co było nierealne). Nie było tym samym szans na wyregulowanie taktu w odstępach choćby większych niż rozkładowe 15 czy później 20 minut, ale jednak przewidywalnych.

Solaris Tramino Olsztyn S111O #3002 na przystanku końcowym Kanta (19 grudnia 2015)

Solaris Tramino Olsztyn S111O #3002 na przystanku końcowym Kanta (19 grudnia 2015) © OlsztyńskieTramwaje.pl

Przyczyny takiego stanu rzeczy są oczywiste. Po pierwsze: ustalone czasy przejazdu (na linii 1 to 17 i 16 minut w zależności od kierunku) są bardzo wyśrubowane, bo opierają się na bardzo optymistycznych założeniach ze studium wykonalności projektu. Być może są one do osiągnięcia, ale konieczne jest do tego idealne funkcjonowanie wszystkich elementów systemu, przede wszystkim zaś systemu inteligentnego sterowania ruchem (ITS), dającego bezwzględny priorytet tramwajom. I tu dochodzimy do przyczyny drugiej: ITS po prostu jeszcze nie działa. Ma zostać uruchomiony 1 stycznia 2016, choć formalnie powinien zostać odebrany do końca października tego roku. Rozumiemy konieczność skalibrowania systemu, rozumiemy, że tramwaje testowo zaczęły kursować dopiero 19 listopada i to w małej liczbie, ale decyzję o „rozpoznaniu bojem” od dnia, kiedy w sieci olsztyńskiej komunikacji miejskiej zostanie przeprowadzona mała rewolucja uważamy za odwagę graniczącą z brawurą. Jeśli 1 stycznia system nie zadziała właściwie, to 4 stycznia 2016 – po noworocznym weekendzie – będziemy mieli poważny problem. Obecnie sygnalizacje świetlne funkcjonują w trybie awaryjnym, co oznacza, że system wykrywa tramwaje nie na podstawie danych lokalizacyjnych z GPS-ów, lecz przez pętle indukcyjne na skrzyżowaniach. Po przejeździe tramwaju system oblicza czas potrzebny do przejazdu do następnego skrzyżowania, dodając do tego odpowiedni okres na wymianę pasażerów na przystankach, i po takim czasie włącza pionową kreskę, czyli zielone światło, dla tramwaju na tym skrzyżowaniu. Problem zaczyna się, jeśli tramwaj nie zdąży przejechać w tym czasie, bo na przykład pasażerowie dłużej wysiadali i wsiadali – wtedy wóz musi przeczekać cały cykl świateł. Ma to także ten minus, że tramwaj nie istnieje w systemie, dopóki nie przejedzie pierwszej pętli indukcyjnej. Oznacza to, że ruszając spod Wysokiej Bramy musi odczekać część lub nawet cały cykl na placu Jana Pawła II, bo dopiero po przecięciu ulicy Pieniężnego pojawi się w systemie. Analogicznie przy ruszaniu z krańcówki Kanta: pierwsza pętla indukcyjna znajduje się dopiero za przystankiem Witosa, przy przecięciu ulicy Janowicza, z czego wynika, że na tym skrzyżowaniu tramwaj też musi poczekać na swoje zielone, bo go sobie nie zapali. To oczywiście rozwiązanie tymczasowe, ale to właśnie ono w znacznym stopniu wpływa na wydłużenie czasów przejazdów. (O pierwszych dniach funkcjonowania tramwajów i problemach z tym związanych napiszemy w kolejnym wpisie.)

Solaris Urbino 12 na autobusowej linii 1 i Solaris Tramino Olsztyn S111O na tramwajowej linii 1 w alei Piłsudskiego (19 grudnia 2015)

Solaris Urbino 12 na autobusowej linii 1 i Solaris Tramino Olsztyn S111O na tramwajowej linii 1 w alei Piłsudskiego (19 grudnia 2015) © OlsztyńskieTramwaje.pl

Ciekawostka i gratka dla miłośników komunikacji miejskiej: do 31 grudnia 2015 w Olsztynie funkcjonować będą „podwójne” linie. Autobusowa i tramwajowa „jedynka” jeżdżą od 19 grudnia, od 27 grudnia będziemy mieli dwie „dwójki”, a w Sylwestra będzie jedyna szansa uchwycenia obok siebie dwóch „trójek”. Na dodatek wszystkie te pary linii w którymś miejscu się spotykają, więc jest możliwość ujrzenia obok siebie autobusu i tramwaju o tym samym numerze. Na przystankach pojawiają się już nowe rozkłady i tabliczki z nową numeracją – kilka dni nie stanowi problemu, a i tak nie dałoby się wymienić wszystkich w jeden dzień – ale trzeba było znaleźć rozwiązanie dla systemu generującego np. rozkłady jazdy. Wyróżnienie kolorem (czerwony – tramwaj, niebieski – autobus) jest dla ludzi wystarczające, ale dla komputera niekoniecznie. Stąd też na stronie organizatora olsztyńskiej komunikacji, czyli ZDZiT-u, pojawiły się przez moment rozkłady dla linii 801, 802 i 803, pod którymi to numerami kryły się po prostu tramwajowe linie 1, 2 i 3. Znaleziono jednak sprytniejsze rozwiązanie – na razie linie tramwajowe (czyli dziś w praktyce „jedynka”) oznaczane są cyfrą z kropką. Dla komputera inny numer, dla większości ludzi bez różnicy, bo tylko nieliczni zastanawiają się, dlaczego liczebnik porządkowy i „linia pierwsza” zamiast „linii jeden”.

Wracając na koniec do historii chcemy wspomnieć o bardzo ciekawym wydawnictwie, jakie niedawno ukazało się nakładem drukarni Spręcograf z podolsztyńskiego Spręcowa. Maciej Wachowski, współwłaściciel tej drukarni, jest jednocześnie kolekcjonerem starych pocztówek i ze swojego olsztyńskiego zbioru wybrał wspólnie z żoną 12 najciekawszych, a następnie skomponował z nich kalendarz. Starannie wydany, na dobrym papierze, w dwóch wersjach – poziomej i pionowej robi naprawdę duże wrażenie. Poniżej można ten kalendarz obejrzeć w formie pokazu slajdów, ale naprawdę polecamy zakupienie go sobie w formie „realnej”. Dostępny jest w olsztyńskich księgarniach Książnicy Polskiej – Centrum Książki przy pl. Jana Pawła II 2/3, Logos przy ul. Kołobrzeskiej 5 i Orion przy ul. Jagiellońskiej 33 oraz na stoisku bukinisty przed Starym Ratuszem (ul. Stare Miasto). Zainteresowanym spoza Olsztyna polecamy kontakt z wydawcą. Według nas to rewelacyjny gadżet promocyjny na start tramwajów, ale zdaje się, że ratusz nie skorzystał z okazji. Można być za to sprytniejszym od ratusza i dać go w prezencie świątecznym. My kupiliśmy jeden egzemplarz więcej i chcemy go bardzo niedługo rozdać w naszym drobnym konkursie.

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.





Tysiące ludzi na dniu otwartym tramwajów

8 12 2015

Około 8 tysięcy ludzi odwiedziło zajezdnię tramwajową podczas dnia otwartego 6 grudnia 2015 i to zaledwie w ciągu czterech godzin. Największą atrakcją były oczywiście przejażdżki tramwajem. Poznaliśmy też daty startu wszystkich linii tramwajowych.

Dzień otwarty w zajezdni tramwajowej (6 grudnia 2015)

Dzień otwarty w zajezdni tramwajowej (6 grudnia 2015) Fot. Emil Marecki / Warmia To Nie Mazury (wtnm.pl)

Przed godziną 10, kiedy to rozpoczynał się dzień otwarty, pod bramą zajezdni MPK tłoczyło się już ok. 500-600 osób, w kolejnych godzinach tłum bynajmniej nie malał. W hali postojowej można było oglądać i oczywiście wejść do Solarisów Tramino, ale oczywiście największą atrakcją była możliwość przejechania się tramwajem. #3004 i #3005 kursowały wahadłowo między zajezdnią a placem Konstytucji 3 Maja (zmiana kierunku odbywała się jeszcze na torowisku technicznym wzdłuż ulicy Dworcowej). Choć cały kurs trwał w sumie około 10 minut, to i tak była okazja przekonać się choćby o wyjątkowo niskim poziomie hałasu olsztyńskich tramwajów czy przyśpieszeniach, jakie oferują silniki Tramino. Ci, którzy zaliczyli przejażdżkę, otrzymywali okolicznościowy dyplom. Oczywiście dyplomy skończyły się szybko, co pokazuje też, jak bardzo niedoszacowane jest zainteresowanie olsztyniaków tramwajami. Przygotowano 2 tysiące pamiątkowych certyfikatów, a potrzebne było cztery razy tyle. Prezydent Piotr Grzymowicz zapowiedział na swoim profilu Facebookowym, że ci, dla których dyplomów zabrakło, będą mogli je odebrać w ratuszu od 9 grudnia. Jak pisaliśmy wcześniej wielokrotnie: tramwaj to promocyjny samograj, należy tylko pozwolić mu zagrać. Oczywiście pomóc mu trzeba – wciąż czekamy na dobrą informację o nowym układzie sieci komunikacji miejskiej od 1 stycznia 2016 (jest już decyzja, że właśnie wtedy wejdzie w życie) czy oszczędności czasu dzięki tramwajom. Wolelibyśmy usłyszeć o może prozaicznych, ale jednak wymiernych zyskach – ludzie zazwyczaj kierują się racjonalnymi przesłankami – zamiast o „101 rzeczach, które zrobisz w tramwaju” (to hasło trwającej właśnie – dość niemrawo – kampanii reklamowej).

Wiadomo już, kiedy dokładnie odbędzie się uroczyste uruchomienie olsztyńskiej sieci tramwajowej. Ponowne – dodajmy – uruchomienie, po 50 latach i jednym miesiącu przerwy. Przecięcie wstęgi i oficjalny pierwszy przejazd będą miały miejsce w samo południe, w sobotę 19 grudnia, pod ratuszem, czyli na placu Jana Pawła II. Sądząc po frekwencji podczas dnia otwartego w zajezdni można spodziewać tłumów, więc zapewne z ruchu zostanie na ten czas wyłączona z ruchu ulica 11 Listopada. Lokalizacja przed ratuszem jest naturalna – w końcu to serce miasta i symbol jego rangi – ale też bardzo dobrze wpisuje się w tradycję. Dokładnie w tym samym miejscu przecinano wstęgę po powojennej odbudowie olsztyńskiej sieci tramwajowej, kiedy 30 kwietnia 1946 roku ruszała linia 1 z Dworca Głównego nad Jezioro Długie. Ciekawostką jest fakt, że pierwszy tramwaj w ruchu liniowym (nie wiemy jeszcze, który numer dostąpi zaszczytu uroczystego otwarcia) przyjedzie najpierw z zajezdni przy Towarowej pod Wysoką Bramę, a następnie spod ratusza ruszy w trasę linii 1, ale na następną „jedynkę” trzeba będzie poczekać… 8 dni. Po prostu pierwszy przejazd odbędzie się na tej trasie ze względu na chęć startu z samego centrum miasta i być może ze względu na tradycję – do tej pory dwa razy w Olsztynie uruchamiano tramwaje i dwukrotnie jako pierwsza ruszała linia 1 – ale ruch liniowy na początku będzie odbywał się na linii 2, między Dworcem Głównym i Jarotami. Przez okres Bożego Narodzenia będziemy się cieszyli tylko jedną linią, w poświąteczną niedzielę 27 grudnia ruszy druga – będzie to linia 1 spod Wysokiej Bramy do Jarot. Linia 3 do Kortowa zostanie uruchomiona w Sylwestra, a od 1 stycznia 2016 wprowadzony zostanie już wspomniany nowy układ wszystkich linii i zmieniona numeracja autobusów. Pierwszego dnia kursowania tramwajów – 19 grudnia – na pewno pojedziemy nimi za darmo. Być może będzie to także możliwe w kolejnych dniach, ale decyzje jeszcze nie zapadły.

Otwarcie linii tramwajowej po powojennej odbudowie (30 kwietnia 1946)

Otwarcie linii tramwajowej po powojennej odbudowie (30 kwietnia 1946) na placu Wolności (dzisiejszy plac Jana Pawła II) © Michał Kołodziejski

Być może uda się uczcić otwarcie olsztyńskiej sieci tramwajowej w wyjątkowy sposób. Trwają rozmowy na temat wypożyczenia z jednego z polskich miast historycznego tramwaju. Miałby to być tramwaj typu N z chorzowskiego Konstalu, jaki w latach 50. i 60. zobaczyć można było na olsztyńskich ulicach. Przejażdżki nim miałyby się odbywać na jednym z nieużywanych w pierwszych dniach odcinków, najprawdopodobniej na odnodze do Kortowa. Z pewnością wziąłby on także udział w uroczystym otwarciu linii tramwajowej i przecięciu wstęgi. Pomysł świetny i warto wydać trochę pieniędzy – choćby z funduszy na promocję projektu, której wymaga dofinansowująca uruchomienie olsztyńskich tramwajów Unia Europejska – by nawiązać do historii. Tym bardziej, że 19 grudnia 2015 będzie naprawdę wyjątkowym dniem – poprzednią nową sieć tramwajową w Polsce (notabene jedyną po II wojnie światowej) otwarto 8 marca… 1959 roku w Częstochowie. Jeśli robimy coś raz na pięćdziesiąt kilka lat, to warto to uczcić, zwłaszcza że na otwarciu tramwajów pojawią się ludzie z całej Polski i zresztą nie tylko – swój przyjazd zapowiadają m.in. miłośnicy komunikacji miejskiej z Niemiec i Czech.

Konstal N z 1949 roku na przystanku końcowym Powstańców Śląskich w Bytomiu

Konstal N z 1949 roku na przystanku końcowym Powstańców Śląskich w Bytomiu © OlsztyńskieTramwaje.pl

Dzień otwarty w zajezdni tramwajowej (6 grudnia 2015)

 





Cała sieć przetestowana

2 12 2015

Nie ma już odcinka olsztyńskiej sieci, na którym nie pojawiłby się tramwaj. 24 listopada 2015 Solaris Tramino o numerze taborowym #3001 w czwartej podróży po torach stolicy Warmii dotarł tam, gdzie go do tej pory nie było. Od 19 grudnia zaś powinniśmy już jeździć tramwajami po mieście nie w ramach testów, lecz regularnego ruchu liniowego.

Solaris Tramino Olsztyn S111O #3001 wjeżdża na przystanek końcowy Kanta podczas czwartego przejazdu próbnego (24 listopada 2015)

Solaris Tramino Olsztyn S111O #3001 wjeżdża na przystanek końcowy Kanta podczas czwartego przejazdu próbnego (24 listopada 2015) Fot. Bartosz Bartkiewicz

Podczas przejazdu próbnego 24 listopada początkowo założono ostrożnie, że tramwaj ma dojechać na przystanek końcowy w Kortowie, o Jarotach nie było mowy, jednak ostatecznie okazało się, że testy idą na tyle dobrze, że uda się dotrzeć także na południowy kraniec sieci. Odcinek do Szpitala Wojewódzkiego był już przetestowany, więc #3001 przejechał przez niego szybko. Przy skręcie z Żołnierskiej w Obiegową doraźnie poprawiono krawężniki i platformy peronów, więc przejazd nie zakończył się tutaj jak przy poprzednim teście. Od tego miejsca w kierunku południowym tramwaj już wszędzie jedzie poza jezdnią, na torowisku wydzielonym. W znakomitej większości jest to tor typu kolejowego, na tzw. podsypce tłuczniowej. Południowa część sieci jest też odcinkiem, na którym tramwaj może osiągać najwyższe prędkości – dozwolona jest tu jazda 60 km/h i 70 km/h. Przy powrocie do zajezdni tę cechę zresztą przetestowano – Solaris Tramino rozpędził się do 70 km/h właśnie i był to widok o tyle niecodzienny, który raczej trudno nam będzie już ujrzeć, że tramwaj osiągnął taką prędkość jadąc lewym torem, czyli – mówiąc potocznie – pod prąd. Pierwsze problemy pojawiły się w miejscu spodziewanym, czyli na przystanku Galeria Warmińska, już po skręcie w ulicę Tuwima. Jak przy każdym z przystanków znajdujących się przy wyjściu z łuku odległość pudła tramwaju przy przegubie od krawędzi była minimalna, ale ostatecznie przejechać się udało i Tramino ruszyło jednotorem do Kortowa. Podróż odbyła się bez specjalnych przygód – jedynym problemem okazał się jeden z torów (północny) na przystanku końcowym Uniwersytet-Prawocheńskiego. Tam także łuk okazał się nieco zbyt ciasny dla wychylającego się pudła Tramino, więc nie próbowano dojechać nim do samego końca toru, do kozła oporowego. Na tor południowy udało się wjechać bez problemu. W drodze powrotnej ulicą Tuwima tramwaj zaliczył mały postój na podjeździe między mostem na Łynie a przystankiem Pozorty – powodem były drobne kłopoty z elektryką pojazdu. Test 24 listopada zaczął się nieco wcześniej niż poprzednie – po godzinie 17 – więc po udanym i szybkim wypadzie do Kortowa zdecydowano o podjęciu próby dojechania do krańcówki na Jarotach. Ten przejazd także poszedł sprawnie – w kilkanaście minut Tramino dotarło do końca trasy. Na tym odcinku do poprawki okazał się peron wyspowy przystanku Płoskiego i peron przy jednym z torów na przystanku końcowym Kanta. Oczywiście były to miejsca, gdzie tramwaj nie wjeżdżał po prostej, lecz wychodził z łuku. Po sprawdzeniu całej trasy #3001 wrócił do zajezdni na Towarową. Czwarty test był pierwszym, który oficjalnie zapowiedziano, co od razu poskutkowało – liczba chcących sfotografować tramwaj na trasie albo go po prostu zobaczyć mimo nie najlepszej pogody była spora.

Solaris Tramino Olsztyn S111O #3001 na przystanku końcowym Uniwersytet-Prawocheńskiego podczas czwartego przejazdu próbnego (24 listopada 2015)

Solaris Tramino Olsztyn S111O #3001 na przystanku końcowym Uniwersytet-Prawocheńskiego podczas czwartego przejazdu próbnego (24 listopada 2015) Fot. Paweł Bukowski

Natychmiast po pierwszych testach pojawiły się głosy malkontentów dotyczące konieczności poprawek peronów na trasie. Tymczasem jest to sytuacja absolutnie normalna – w każdej sieci chwilą prawdy jest dopiero „rozpoznanie bojem”. W Olsztynie jest ono w praktyce jednym z elementów odbiorów technicznych trasy, więc wszelkie poprawki wykonują na własny koszt wykonawcy odcinków. Należy wziąć pod uwagę, że oczywiście można teoretycznie wyliczyć skrajnię dynamiczną, czyli jak będzie się zachowywał i wychylał tramwaj w ruchu, ale zawsze będzie to tylko pewien matematyczny model. To nie są lata 80., kiedy w całej Polsce tramwaje były identyczne i wiadomo było już z doświadczenia, jak zachowa się Konstal 105Na (lub 805Na w przypadku sieci wąskotorowych 1000 mm w Bydgoszczy, Elblągu, Grudziądzu, Łodzi czy Toruniu). Dziś tramwaje projektuje się indywidualnie dla każdego miasta i nawet w przypadku teoretycznie tych samych modeli ich zachowanie może być inne. A przypadek Olsztyna jest szczególny, bo nasz Solaris Tramino nie tylko różni się od innych wersji tego modelu długością czy liczbą i rozmieszczeniem wózków (co w oczywisty sposób wpływa na odmienne zachowanie na łukach), ale jest też pierwszym w Polsce tramwajem tej szerokości – dzięki temu, że budujemy sieć od nowa, mogliśmy zdecydować, jak szerokie będą nasze pojazdy szynowe i zamiast standardowej do tej pory w Polsce szerokości 2,4 metra zdecydowaliśmy się zakupić tramwaje 2,5-metrowe. Wydawać się może, że to zaledwie 10 centymetrów różnicy, ale będą one odczuwalne, choćby w przejściach między siedzeniami. Warto też zauważyć, że poprawki geometrii peronów dotyczą krótkich, kilkumetrowych fragmentów. Przyjmując w uproszczeniu, że do przebudowy jest około 20 metrów platform przystankowych, to przy 21 220 m toru pojedynczego, jakie wybudowaliśmy w Olsztynie, oznacza to ni mniej, ni więcej, tylko 0,1% długości trasy. Niech mnie ktoś przekona, że źle wykonano inwestycję, której 99,9% jest w najlepszym porządku. A warto przypomnieć po raz kolejny, że tylko w tym roku w Warszawie trzeba było przekładać nowe tory na Bemowie, bo na skrzyżowaniu ulic Powstańców Śląskich i Radiowej mijające się na łuku tramwaje zahaczały o siebie lusterkami, a we Wrocławiu na pętlę Oporów z powodu zbyt szerokich peronów nie wjechały nowe Pesy Twist.

Pierwsze testy pokazały, że nie ma żadnych poważniejszych problemów z zasilaniem i siecią trakcyjną. Podstacje trakcyjne – a właściwie stacje prostownikowe, bo w przewodach trakcji tramwajowej płynie prąd stały, a w sieci energetycznej zmienny – w zajezdni autobusowej przy alei Sikorskiego, przy Obiegowej i w zajezdni tramwajowej pracują bez zarzutu. Test obciążeniowy prędkości sieć już przeszła, do sprawdzenia pozostają inne sytuacje: kiedy po mieście jeździ maksymalna liczba tramwajów czy kiedy kilka tramwajów jednocześnie rusza z przystanku czy skrzyżowania (wtedy pobór prądu jest największy).

Solaris Tramino Olsztyn S111O #3001 na przystanku Pozorty podczas czwartego przejazdu próbnego (24 listopada 2015)

Solaris Tramino Olsztyn S111O #3001 na przystanku Pozorty podczas czwartego przejazdu próbnego (24 listopada 2015) Fot. Paweł Bukowski

Po sześciodniowej przerwie 30 listopada Tramino ponownie wyjechało na testy – po raz pierwszy w ciągu dnia. Przejechało wszystkie odcinki sieci z wyjątkiem odnogi do Kortowa, gdzie trwały jeszcze poprawki wynikające z poprzednich przejazdów sprawdzających. Podczas tych testów tramwaj jeszcze eskortowany był przez policję, ale najprawdopodobniej po raz ostatni, bo działają już praktycznie wszystkie sygnalizacje na trasie, więc kolejne przejazdy będą się już odbywały w normalnych warunkach, bez uprzywilejowania. Pierwszą stłuczkę z kierowaczami wróżymy niestety jeszcze przed oficjalnym startem. Od 2 grudnia przejazdy testowe będą już przejazdami szkoleniowymi dla olsztyńskich motorniczych, którzy by uzyskać uprawnienia muszą przejeździć po 35 godzin każdy. Na torach będą pojawiały się w tym czasie dwa Tramino – o numerach taborowych #3001 i #3002 – bo właśnie te dwa i tylko te dwa są wyposażone w dodatkowe miejsca dla instruktora. Pozostałych 13 tramwajów będzie w tym czasie sprawdzać się na terenie zajezdni. W związku z tym, że do przeszkolenia jest ponad 30 motorniczych – w mediach pojawiają się różne liczby: od 33 do 37 – zdobycie uprawnień przez wszystkich trochę potrwa. Miasto deklaruje, że do obsługi liniowej potrzebnych jest 24 motorniczych (jednocześnie po mieście kursować będzie do 12 tramwajów, trzy pozostaną w rezerwie) i tylu ma zdobyć uprawnienia jeszcze w grudniu. Na pewno jednak nie uda się to do połowy grudnia, więc już oficjalnie zrezygnowano z próby uruchomienia regularnej, liniowej komunikacji tramwajowej 15 grudnia, czyli w 108. rocznicę startu pierwszych tramwajów w Olsztynie. To słuszna decyzja przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze: rocznica rocznicą, ale start tramwajów w dzień roboczy nie tylko byłby trudniejszy, ale i pewnie cieszyłby się mniejszym zainteresowaniem, a to zdecydowanie się nowemu środkowi komunikacji należy. Weekend jest ku temu o wiele lepszą okazją, a sądząc po liczbie olsztyniaków, którzy poszukiwali Tramino po mieście, by przyjrzeć się testom, można spodziewać się tłumów. Przy tej okazji podpowiadamy magistratowi, że warto, by w weekend, gdy tramwaje wystartują, można się było nimi przejechać za darmo. Koszt w sumie dla miasta niewielki, zysk wizerunkowy nieoceniony. Po drugie: czekaliśmy na tramwaje latami, poczekamy i kilka dni dłużej, by wszystko było dopięte na ostatni guzik. Pośpieszny start pod presją rocznicy – ważnej, ale jednak będącej tylko datą w kalendarzu – byłby błędem albo co najmniej niepotrzebnym ryzykiem.

Solaris Tramino Olsztyn S111O #3001 na placu Jana Pawła II podczas przejazdu próbnego (30 listopada 2015)

Solaris Tramino Olsztyn S111O #3001 na placu Jana Pawła II podczas przejazdu próbnego (30 listopada 2015) Fot. Marcin Kierul / UM Olsztyn

Oficjalnie decyzja o terminie startu ma zapaść do 4 grudnia, ale najprawdopodobniej będzie to sobota 19 grudnia. W związku ze wspomnianą wyżej koniecznością przeszkolenia odpowiedniej liczby motorniczych pierwszego dnia nie zostaną uruchomione wszystkie linie. Pierwszą, którą będziemy mogli się przejechać, będzie linia 2 z Dworca Głównego do Jarot. W kolejnych dniach, sukcesywnie i najprawdopodobniej do końca roku, zostaną uruchomione pozostałe linie – najpierw linia 1 spod Wysokiej Bramy do Jarot, a jako ostatnia linia 3 z Dworca Głównego do Kortowa. Od 1 stycznia 2016 powinniśmy już mieć na ulicach tramwaje wszystkich linii, tego też dnia najprawdopodobniej wejdzie w życie nowy układ sieci komunikacji miejskiej, czyli część linii autobusowych zniknie, część zmieni trasy, pojawią się nowe linie, a wszystkie zostaną przenumerowane według nowego trzycyfrowego standardu. Od 2 stycznia 2016 zaś – zgodnie z uchwałą Rady Miejskiej – zniknie możliwość zakupu papierowych sieciówek (kto ma, warto zachować na pamiątkę), bo będą one dostępne wyłącznie w formie elektronicznej, ładowane na Olsztyńską Kartę Miejską.

Plakat reklamujący dzień otwarty zajezdni tramwajowej (6 grudnia 2015)

Plakat reklamujący dzień otwarty zajezdni tramwajowej (6 grudnia 2015)

Tramwajem będzie jednak okazja przejechać się wcześniej – miasto zdecydowało się na zorganizowanie dnia otwartego w zajezdni tramwajowej. 6 grudnia 2015, w Mikołajki, przez cztery godziny będzie można zwiedzać remizę przy ulicy Towarowej, obejrzeć tramwaje, wsiąść do nich i posłuchać, co opowiadają o nich motorniczowie, ale największą atrakcją będzie z pewnością możliwość przejechania się olsztyńskimi Solarisami Tramino. Przejażdżka będzie mniej więcej dwukilometrowa – tramwaj pojedzie z zajezdni torem technicznym ulicami Towarową i Dworcową do Dworca Głównego i wróci do bazy MPK Olsztyn.

Czwarty przejazd testowy (24 listopada 2015)

Piąty przejazd testowy (30 listopada 2015)





Zima sprawdza olsztyńskie Tramino

24 11 2015

Trzeci dzień testów olsztyńskiego Tramino – 23 listopada 2015 – pozwolił sprawdzić nie tylko, czy parametry trasy pozwalają na przejazd nią tramwajem, ale także, jak wozy sprawują się w typowej dla Warmii późnolistopadowej pogodzie: padał śnieg.

Solaris Tramino Olsztyn S111O #3001 odjeżdża z przystanku końcowego Dworzec Główny podczas trzeciego przejazdu próbnego (23 listopada 2015)

Solaris Tramino Olsztyn S111O #3001 odjeżdża z przystanku końcowego Dworzec Główny podczas trzeciego przejazdu próbnego (23 listopada 2015)

Odcinek z zajezdni do Dworca Głównego jest już obeznany, więc tramwaj – i tym razem egzemplarzem testowym był #3001 – pokonuje go już coraz śmielej i z wyższą prędkością. Za trzecim razem udało się też – po zmianie kierunku – bez specjalnych problemów przejechać przez przystanek wyspowy umieszczony na wyspie ronda na placu Konstytucji 3 Maja. Nabrzeża peronów na nim uzyskały już właściwą szerokość. Także przejazd ulicą Kościuszki poszedł dużo sprawniej niż za pierwszym razem, bo wiadomo było już, że nie czają się na Tramino żadne poważniejsze zagrożenia. Pierwszym nowym miejscem, gdzie trzeba było poważnie zwolnić był przystanek Skwer Wakara, przy Urzędzie Marszałkowskim i skrzyżowaniu ulicy Kościuszki z aleją Piłsudskiego. Boczne perony okazały się zbudowane prawidłowo i tramwaj pojechał dalej. Debiut na podjeździe ulicą Żołnierską wypadł mu w warunkach bojowych, bo przy padającym i topniejącym śniegu. Ci, którzy obawiali się zsuwania się tramwaju ze wzniesienia, mogą być spokojni – Tramino pokonało je bez najmniejszego problemu, za to pod górę pędziło całkiem nieźle, pozostając przy tym praktycznie niesłyszalne. Zresztą poziom hałasu, a w zasadzie ciszy, podczas testów to kolejna rzecz, która wytrąca z ręki oręż przeciwników tramwajów. Apokaliptyczne wersje wyjących tramwajów nijak nie chcą się ziścić – Tramino płynie po szynach niemal bezszelestnie. Po dotarciu do Obiegowej Tramino chciało wjechać na przystanek Szpital Wojewódzki i… tu pojawił się problem. Nabrzeże peronu okazało się umieszczone zbyt blisko toru i tramwajowi groziło zdobycie kolejnych rys na karoserii. Po paru minutach obliczeń i dywagacji zdecydowano o podjęciu próby przejazdu… ale pod prąd, czyli drugim torem. Do tego konieczna była zmiana toru właśnie, ale niestety – jak pisaliśmy – w olsztyńskiej sieci zrezygnowano z bardzo przydatnych weksli, czyli połączeń między sąsiednim torami. Żeby przejechać na drugi tor, konieczny był więc przejazd do najbliższego weksla, a tym jest rozjazd w okolicy ratusza, gdzie dwa tory łączą się w jeden prowadzący do Wysokiej Bramy. Tramino zmieniło więc kierunek jazdy i pomknęło pod prąd aż w okolice ratusza. Tam zmieniło tor i znów lewym pognało w kierunku Obiegowej. Jednak jak się okazało, Strabag wykonał perony przystankowe bardzo symetrycznie, bo pojawił się dokładnie ten sam problem – krawędź przystanku zbyt blisko toru i tym samym tramwaju. Nie próbowano przedrzeć się dalej za wszelką cenę i ostatecznie tramwaj, właściwym już tym razem torem wrócił do Dworca Głównego i dalej do zajezdni. Przy Obiegowej czeka nas pewnie drobna przebudowa przystanków i tramwaj powinien pomknąć dalej, już kolejnego wieczora, a do zbadania pozostała jeszcze znaczna część linii głównej i cała jednotorowa odnoga do Kortowa.

Trzeci przejazd testowy (23 listopada 2015)