Rozsądny dobry wujek z Brukseli

17 06 2011

Instytucja doradcza Jaspers (Joint Assistance to Support Projects in European Regions – Wspólna pomoc dla wsparcia projektów w regionach europejskich), którą tworzą wspólnie m.in. Komisja Europejska, Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju i polskie Ministerstwo Rozwoju Regionalnego, zasugerowała, że Olsztyn powinien zwiększyć liczbę zamawianych tramwajów do 15.

Siemens Combino na ulicy Gwarnej w Poznaniu

Siemens Combino na ulicy Gwarnej w Poznaniu © OlsztyńskieTramwaje.pl

Cała sprawa wynikła z planowanego dziennego przebiegu tramwajów – miasto wraz z inżynierem kontraktu uznało, że każdy z wozów będzie mógł przejechać każdego dnia 300 kilometrów. Mocno upraszczając byłoby to około 30 przejazdów na trasie podstawowej Dworzec Główny – Jaroty, a ponieważ kurs tam i z powrotem  zajmować ma – znów w przybliżeniu – godzinę, to można w wielkim skrócie, że każdy pojazd mógłby być eksploatowany przez 15 godzin dziennie. Tymczasem okazało się, że unijne normy stanowią inaczej i tramwaj może maksymalnie przejeżdżać w ciągu dnia 250 kilometrów. Przepisy unijne są często obiektem anegdot, ale akurat w tym przypadku okazują się bardzo przydatne i świetnie, że dobry wujek z Brukseli, który wykłada 85% pieniędzy, pilnuje, żeby były one wydawane rozsądnie. Skrócenie dnia pracy tramwaju z 15 do 12-13 godzin po pierwsze da więcej czasu na bieżące prace eksploatacyjne (przy maksymalnym wykorzystaniu wozów prace ograniczone byłyby właściwie tylko do pory nocnej), a po drugie w istotny sposób wydłuży żywotność tramwaju. Tę – przypomnijmy – szacuje się na 30 lat (chociaż niemieckie tramwaje z lat 60. i 70. kursujące z powodzeniem w wielu polskich miastach pokazują, że to szacunek bardzo ostrożny), podczas gdy tabor autobusowy zużywa się dwa razy szybciej, bo do kasacji trafia przeciętnie po 15 latach.

Na taką sytuację można było zareagować dwojako: albo skrócić trasy tramwajów, co raczej w grę nie wchodziło, albo zamówić więcej pojazdów. Zwyciężyła druga opcja – zdroworozsądkowa – i przyniesie to niemal same korzyści. Być może uda się zwiększyć częstotliwość kursowania na liniach Dworzec Główny – Jaroty i Dworzec Główny – Kortowo, gdzie zaplanowany jest takt 20-minutowy (o pierwszych przymiarkach do rozkładów jazdy informowaliśmy w sierpniu 2010 roku). Piszemy „być może”, bo wymaga to bardziej precyzyjnych wyliczeń. Nawet jeśli częstotliwość kursowania się nie zwiększy, to możliwe, że zyskamy rezerwę, czyli wóz pojawiający się w ruchu liniowym w wypadku awarii któregoś z tramwajów albo w razie potrzeby doraźnego zagęszczenia kursów.

Na pewno za to tramwaje będą mogły więcej czasu spędzać w zajezdni, co ułatwi bieżące przeglądy. Gdyby było ich mniej – a w pewnym momencie mowa była nawet o zamówieniu tylko 11 wozów – byłyby eksploatowane przez dłuższy czas, do zajezdni zjeżdżałyby więc równie późno i wszystkie musiałyby być konserwowane w nocy. Jednoczesna obsługa ponad dziesiątki tramwajów wymagałaby albo większej liczby zatrudnionych (a to niestety podwyższa koszty), albo rzadszych przeglądów, co z kolei wpływa na żywotność wozów. Gdy tramwajów będzie więcej, można to będzie rozsądniej rozplanować.

Bombardier NGT6 Kraków I mija krakowski Barbakan

Bombardier NGT6 Kraków I mija krakowski Barbakan © OlsztyńskieTramwaje.pl

71 mln zł, które pozostały w budżecie projektu tramwajowego po pomyślnych rozstrzygnięciach przetargu na budowę sieci, planowano pierwotnie przeznaczyć na zakup dwóch pociągów więcej (czyli 13, jak zapowiadał program funkcjonalno-użytkowy) oraz na przebudowę ulicy Partyzantów (jej poszerzenie z wytyczeniem pasów dla autobusów). Okazało się jednak, że tramwajów powinno być 15, czyli z nadwyżki trzeba ich zakupić cztery. Każdy będzie kosztował 8-9 mln zł, co oznacza wykorzystanie 32-36 mln zł, czyli około połowy zaoszczędzonych pieniędzy. A zorientowano się też w ratuszu – na szczęście w porę – że nie ma co jeszcze dzielić skóry na niedźwiedziu i lepiej nie rozdysponowywać pieniędzy, dopóki nie zakończą się pozostałe dwa przetargi – na zakup taboru oraz na wprowadzenie systemu sterowania ruchem (zwanego ITS) wraz z informacją pasażerską. W tych przetargach może się przecież zdarzyć, że oferty będą wyższe niż zaplanowane na te cele kwoty – wówczas pieniądze z nadwyżki mogą okazać się zbawieniem.

Swoją drogą, to oba wspomniane przetargi powinny już zostać ogłoszone, bo czas ucieka, harmonogram napięty i co rusz trzeba go korygować. Najnowsze informacje są takie, że przetarg na zakup tramwajów rozpocznie się w pierwszych dniach lipca, a w przypadku zakupu systemu sterowania ruchem potrwa to pewnie jeszcze dłużej, bo trwa teraz dyskusja, jaki rodzaj systemu wybrać. Jak pisze „Gazeta Olsztyńska” olsztyńscy drogowcy, którzy już jeden taki system mają, optują za sterowanym centralnie, w zaleceniach sformułowanych przez firmę IMS w studium wykonalności znalazł się tzw. system rozproszony, gdzie na każdym z 60 skrzyżowań mających wejść do sieci zmiany świateł i nadanie priorytetu będą odbywały się automatycznie i autonomicznie, dla każdej krzyżówki osobno. Miasto zwróciło się do naukowców z Politechniki Warszawskiej i Politechniki Wrocławskiej z prośbą o wydanie opinii. Jedna z tych uczelni przygotuje studium, które ma odpowiedzieć na pytanie, który rodzaj ITS-u wybrać.

Na koniec wiadomość dobra, jeśli nie bardzo dobra. Otóż rozwiązanie, o którym wspominaliśmy pisząc o norweskim Bergen, czyli bezprzewodowy internet (sieć wi-fi) w tramwaju zostanie wpisane w specyfikację przetargu na zakup taboru. Przyznaję, że jeszcze w październiku 2010 roku, kiedy pisałem o takiej możliwości, nie chciałem wierzyć, że będzie to możliwe w Olsztynie, a tu takie miłe zaskoczenie. Będziemy pierwszym miastem w Polsce, które taką nowinkę wprowadzi, a wygoda dla pasażerów niesamowita. Bezprzewodowy internet i tak byłby stosowany w tramwajach do utrzymywania kontaktu wozów z zajezdnią, więc szefowie projektu bardzo przytomnie zdecydowali, żeby wi-fi udostępnić także pasażerom. Świetny pomysł – gratulacje od przyszłych użytkowników olsztyńskich tramwajów i internetu w nich.

Reklama




Jeżdżenie po budowie?

18 01 2011

Urząd Miasta opublikował na swoich stronach najnowszą wersję harmonogramu projektu tramwajowego i pojawiło się w nim kuriozum. O ile nie zmienił się termin uruchomienia systemu i nadal ma dziać się to w drugiej połowie 2013 roku (2 lipca – 31 grudnia 2013), o tyle termin zakończenia robót budowlanych przesunięto z 31 grudnia 2013 na 16 maja 2014. Czy oznacza to, że przez cztery i pół miesiąca tramwaje będą kursowały po budowie?

Budowa torowiska w ulicy Dowbora-Muśnickiego w Poznaniu

Nie sztuka rozgrzebać, sztuka zbudować szybko i dobrze. Na zdjęciu: Budowa torowiska w ulicy Dowbora-Muśnickiego w Poznaniu (24.03.2007) Fot. Radomił Binek/Wikimedia Commons (licencja Creative Commons 3.0)

Według poprzedniej wersji z listopada 2010 roku uruchamianie systemu miało się zakończyć wraz z finiszem prac budowlanych. Ponieważ projekt finansowany jest w ogromnej (85%) większości ze środków unijnych, koniec roku 2013, który oznacza także koniec okresu budżetowego Unii Europejskiej, miał być ostateczną datą zakończenia inwestycji, także ze względów formalnych. Oczywiście, czas na rozliczenie inwestycji w 2014 roku był zaplanowany, ale wszelkie wdrożenia miały się zakończyć.

I nagle okazuje się, że jest możliwe przesunięcie terminu o pół roku. Ministerstwo Rozwoju Regionalnego nie odpowiedziało nam jeszcze na pytanie, czy dopuszcza zakończenie inwestycji po okresie budżetowym 2007-2013. Dopiero wykładnia ministerialna da jasną odpowiedź, czy przypadkiem takie przesunięcie terminu nie spowoduje problemów z dofinansowaniem.

Problemem nie mniejszym niż formalny jest pogodzenie końca budowy z działaniem systemu tramwajowego. Rozpoczęcie regularnego ruchu liniowego muszą poprzedzić długie testy przeprowadzane na przejezdnej już sieci, co oznacza, że aby wystartować – powiedzmy – 1 stycznia 2014 roku, należy kilka miesięcy wcześniej mieć zbudowane torowiska, sieć trakcyjną z podstacjami, przystanki, zajezdnię. Jeśli nie budowa tych elementów będzie trwała w pierwszej połowie 2014 roku, to o jakich pracach budowlanych mówimy? Jakiekolwiek działania prowadzone pod ruchem oznaczałyby, że olsztyńskie tramwaje przez pierwsze miesiące działałyby w warunkach prowizorki, choćby rozkopanych ulic czy skrzyżowań albo niewykończonych przystanków.

Są to jednak rozważania teoretyczne, bo opóźnienie jest już praktycznie przesądzone także z innego powodu. Jeszcze kilka dni temu w harmonogramie funkcjonowała zupełnie inna data dostawy taboru – ostatni pociąg miał dotrzeć do Olsztyna 28 czerwca 2013 roku, co dawałoby co najmniej pół roku na testy torowe. Od kilku dni obowiązuje data 22 listopada 2013, czyli o blisko pięć miesięcy późniejsza. Na dodatek tramwaje zostaną dostarczone przed zimą, która w olsztyńskich warunkach jest wyjątkowo mało sprzyjającym okresem na testy i ewentualne poprawki budowlane.

Pół roku opóźnienia na początek to bardzo niepokojący objaw, a trzeba jeszcze pamiętać o specyfice polskich przetargów, które tylko czasami kończą się bez odwołań przegranych. Przy tak dużym zleceniu firmy będą pewnie wyjątkowo zaciekle walczyły na protesty, czego harmonogram zdaje się nie uwzględniać. Mam poważne obawy, że kolejne wersje harmonogramu będą oznaczały następne przesunięcia.

POSTSCRPITUM

18 stycznia, już po opublikowaniu wpisu miasto zaktualizowało harmonogram na stronie projektu tramwajowego – według najnowszej wersji prace budowlane przy projekcie tramwajowym zakończą się 16 maja 2014, czyli tego samego dnia co integracja i uruchamianie systemu. Kuriozum znikło, przesunięcie terminu pozostało.





Obiecanek więcej, tramwajów mniej

24 08 2010

Czat z prezydentem Piotrem Grzymowiczem i najnowsze doniesienia prasowe przyniosły parę szczegółów na temat projektu tramwajowego. Część z nich można potraktować z przymrużeniem oka jako kampanię wyborczą, ale pojawiła się też bardzo niepokojąca informacja o zmniejszeniu liczby wozów, które planuje kupić Olsztyn, z 13 do 11.

Siemensy Combino przed dworcem Nyugati

Siemensy Combino przed dworcem Nyugati w Budapeszcie © OlsztyńskieTramwaje.pl

W artykule „Gazety Olsztyńskiej” znalazła się informacja, że w przetargu na zakup taboru, który miasto ogłosi najprawdopodobniej za kilka miesięcy, zamówienie będzie opiewało nie na 13 tramwajów, jak założono w studium wykonalności projektu, a zaledwie na 11. W świetle ostatnich informacji o planowanym rozkładzie jazdy jest to informacja bardzo niepokojąca. Już liczba trzynastu pociągów powodowała, że najprawdopodobniej wszystkie musiałyby kursować w godzinach szczytu – bylibyśmy pierwszym miastem w Polsce, a być może i w Europie, które użytkuje codziennie w ruchu liniowym wszystkie posiadane pojazdy. Standardem jest posiadanie wozów rezerwowych, które w razie awarii czy wypadku są w stanie zastąpić uszkodzony tramwaj bez uszczerbku dla częstotliwości kursowania. Można żartować, że Olsztyn zażąda w przetargu wozów w 100% bezawaryjnych, ale – pozostając w konwencji – zakazu wypadków z udziałem tramwajów już zadekretować się nie da. Zamówienie dwóch pociągów mniej niż zakładano sprawia, że przedstawiony rozkład jest niemożliwy do zrealizowania.

Żeby zachować częstotliwość 20-minutową na trasie Jaroty – Dworzec Główny, gdzie przejazd w jedną stronę będzie trwał ok. 25 minut, potrzeba trzech tramwajów. Trasa Kortowo – Dworzec Główny to szacunkowo blisko 20 minut w jedną stronę, więc załóżmy bardzo optymistycznie, że wystarczą dwa pociągi, choć pewnie trzy byłyby bardziej realną liczbą. Linia spod Wysokiej Bramy na Jaroty, która kursować ma co 8 minut, będzie pokonywać trasę w blisko 25 minut – gdyby były to 24 minuty, to można by, nie uwzględniając żadnego marginesu błędu, przyjąć sześć tramwajów, co w sumie dawałoby 11. Szkoda tylko, że tak licząc nie wzięto pod uwagę kilku faktów. Po pierwsze: do samego czasu przejazdu należy dodać jeszcze czas potrzebny na zmianę kierunku. Tramwaje będą dwukierunkowe i motorniczy będzie musiał zakończyć jazdę, zamknąć kabinę, przejść na drugi koniec wagonu, wsiąść do kabiny i przygotować się do jazdy (w nowoczesnych tramwajach na szczęście nie trzeba opuszczać i podnosić pantografów). Zajmuje to – co zaobserwowałem sam w kilku miastach – co najmniej 1-1,5 minuty, co przemnożone przez dwa przystanki końcowe daje kolejne 2-3 minuty. Po drugie: motorniczym, podobnie jak kierowcom autobusów, przysługują w trakcie pracy przerwy, co wynika z kodeksu pracy. Trzeba je uwzględniać w rozkładach, co także wpływa na potrzebę posiadania większej liczby wozów. 11 tramwajów jest więc zatem możliwe w świecie idealnym, gdzie motorniczowie nie jedzą, nie piją i nie mają potrzeb fizjologicznych, nie ma prawa pracy, a na końcu trasy można się teleportować do drugiej kabiny i od razu ruszać z powrotem. W tym samym czasie, kiedy chce się oszczędzać na tramwajach, z pieniędzy na nie buduje się z kilka milionów (ostatnie szacunki mówiły o 8-9 mln zł) przejście podziemne pod aleją Piłsudskiego, które jest kompletnie niepotrzebne, bo dla pieszych lepsza i wygodniejsza w tym miejscu byłaby zwykła zebra. Tego już nie wahałbym się nazwać skandalem. Dodajmy, że koszt jednego nowoczesnego, 30-metrowego tramwaju to 7,5-8,5 mln zł.

Miasto zostało zmuszone do zmiany ogłoszenia o przetargu – Urząd Zamówień Publicznych uznał protest jednej z firm, która zarzucała, że wymóg zbudowania w ciągu ostatnich 5 lat co najmniej 10 km toru tramwajowego spowodowałby, że do postępowania dopuszczone mogłyby być tylko dwie firmy. To znaczne ograniczenie konkurencji, więc zmniejszono długość wykonanych odcinków z 10 do 6 km. Spowodowało to z kolei konieczność zmiany ogłoszenia o przetargu i przesunięcie terminu zakończenia pierwszego etapu o 15 dni. Pierwotnie rozstrzygnięcie miało nastąpić w tym tygodniu, więc musimy poczekać kolejne dwa. Poczekać przede wszystkim na dwa kluczowe dokumenty – specyfikację istotnych warunków zamówienia (SIWZ) i program funkcjonalno-użytkowy, które powiedzą nam wiele o ostatecznym kształcie olsztyńskiej sieci tramwajowej.

Prezydent Grzymowicz ujawnił także, że wniosek o dofinansowanie inwestycji musi zostać złożony do Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości do końca września 2010 roku. Oznacza to, że udało się wyszarpać kolejny miesiąc, bo wcześniejsze informacje mówiły o konieczności oddania dokumentacji do końca sierpnia. Pozwoli to – według prezydenta – uwzględnić wnioski z konsultacji społecznych, które odbędą się 24, 25 i 26 sierpnia (zapraszam do śledzenia relacji live na Blipie). Ile i jakie wnioski zostaną uwzględnione z pewnością nie omieszkamy odnotować.

Z konkretów dotyczących infrastruktury mamy potwierdzenie, że zajezdnia postojowa znajdzie się przy alei Sikorskiego, naprzeciwko hipermarketu Real, w miejscu dzisiejszego parkingu dla tirów. Nie przewiduje się – i tym samym brak takiego zapisu w kryteriach przetargowych – przyszłej integracji tramwajów z siecią kolejową. Szkoda, że wyklucza się takie rozwiązanie na dzień dobry. Przy budowie sieci od nowa mamy niepowtarzalną szansę sięgać od razu po najnowocześniejsze rozwiązania – zamiast tego mamy postawę bardzo zachowawczą i tracimy okazję do bycia awangardą komunikacji miejskiej w Polsce.

Alstom Regio Citadis na dworcu kolejowym w Warburgu

Kiedy współpracuje się z okolicznymi gminami i miejscowościami, możliwe jest wykorzystanie tramwaju jako środka komunikacji aglomeracyjnej, także dzięki wpuszczeniu go na tory kolejowe. Na zdjęciu: kursujący do Kassel tramwaj Alstom Regio Citadis na dworcu kolejowym w Warburgu obok tradycyjnego pociągu © Borys Zadorecki (www.kmo.borol.net)

Na moje pytanie, na jakich odcinkach autobusy będą poruszały się po torach tramwajowych i będą miały wspólne z tramwajami przystanki, prezydent Grzymowicz odpowiedział, że taka sytuacja będzie miała miejsce na ulicach Kościuszki, Żołnierskiej (na tych dwóch ulicach torowisko będzie wbudowane w jezdnię), Płoskiego i w alei Sikorskiego. Nie wiemy jeszcze, czy na Kościuszki (na Żołnierskiej przystanków nie będzie, znajdą się one przy skrzyżowaniach z tą ulicą) pasażerowie będą wysiadali bezpośrednio na jezdnię czy też powstaną wysepki przystankowe – tak czy inaczej przystanki będą wspólne. Szkoda, że to samo rozwiązanie nie zostanie zastosowane w alei Piłsudskiego, gdzie takie rozwiązanie byłoby najbardziej przydatne. Niestety, zabrakło odwagi w ograniczaniu ruchu samochodowego i tworzeniu przywilejów dla pieszych i komunikacji miejskiej. Wielokrotnie poruszana tu kwestia budowy przejścia podziemnego zamiast odtworzenia zebry jest dowodem na tę samą przypadłość – myślenie w kategoriach wyborczych pt. „Nie drażnić kierowców”. Nowością jest natomiast informacja, że w alei Sikorskiego i wzdłuż jej przedłużenia, czyli ulicy Płoskiego, autobusy będą kursować po torowisku. Tam tramwaje będą kursowały po zachodniej stronie ulicy i pierwotnie planowano na tym odcinku tradycyjne torowisko kolejowe. Wybór technologii, która pozwoli na wjechanie na tory autobusom (a także karetkom, radiowozom czy pojazdom straży pożarnej), jest świetnym pomysłem. Ruchu autobusowego w alei Sikorskiego całkiem zlikwidować się nie da – zresztą z tego powodu w studium wykonalności projektu wpisano konieczność utworzenia pasów autobusowych na tej arterii. Wpuszczenie autobusów na tory oznaczałoby, że kierowcy samochodów nie stracą jednego pasa, co ich z pewnością ucieszy, zwłaszcza w godzinach szczytu. Jak to wpłynie na frekwencję w autobusach i tramwajach nie wiadomo, ale pokazuje, że można godzić interesy samochodziarzy i nowoczesnej komunikacji. Chociaż nie uwierzę, jeśli nie zobaczę tego w Olsztynie.

Dowodem na tezę o strachu polityków przed lobby kierowców jest też odpowiedź na bardzo mądrze postawione pytanie, jak się ma stawianie na komunikację publiczną do budowania wielopoziomowych parkingów w ścisłym centrum (przy ulicy Wyzwolenia tuż obok ratusza, ale także przy Nowowiejskiego, w pobliżu Wysokiej Bramy). Prezydent Grzymowicz stwierdził, że „rozwiązywanie problemów komunikacyjnych w naszym mieście będzie się odbywało zarówno przez modernizację i rozwój transportu publicznego, jak również budowę dodatkowych parkingów dla samochodów”. Jako inżynier, czyli umysł techniczny, powinien dostrzec, że jeśli te parkingi powstają w centrum, to są to rozwiązania wzajemnie sprzeczne. Jak zachęcać do jazdy tramwajem, skoro jednocześnie zachęca się do przyjazdu pod sam ratusz lub na Stare Miasto samochodem budując wielopoziomowy parking? Parkingi powinny powstawać, ale w systemie Parkuj i jedź na przedmieściach, żeby do śródmieścia najbardziej opłacało się podróżować komunikacją miejską. W trakcie czatu padło pytanie i o to rozwiązanie. Niestety, odpowiedzią znów była asekurancka formułka nie zawierająca żadnych konkretów: „Rozwiązania w tym zakresie zostaną ujęte w przygotowywanych miejscowych planach zagospodarowania przestrzennego”. Czyli odpowiedź na pytanie „gdzie”, brzmi „gdzieś” – i chyba to jest miejsce, gdzie decydenci mają parkingi P+R. A przecież nawet jeśli kwestia Park & Ride nie została ujęta w projekcie, to nikt nie broni miejskim planistom myśleć o odpowiednich lokalizacjach. Ba, powinien to być ich psi obowiązek.

Meble miejskie na ulicy Oławskiej we Wrocławiu

Meble miejskie na ulicy Oławskiej we Wrocławiu © AMS

Wiaty i mała architektura na przystankach tramwajowych mają być tworzone według oryginalnych projektów, a nie wybrane z katalogów. Jeśli połączymy to z nową identyfikacją wizualną, jaką przygotowuje ratuszowy wydział promocji, możemy otrzymać ciekawy efekt. Podpowiadam, że w kwestii tego typu rozwiązań (zwanych coraz częściej meblami miejskimi) warto nawiązać współpracę z firmami reklamy zewnętrznej. Operatorzy zyskają nowe atrakcyjne lokalizacje, dzięki czemu mogliby zrezygnować z dużych, inwazyjnych formatów reklam, a warto też rozmawiać o finansowaniu przez nich tej małej architektury. Tak zdobył meble miejskie na jednym z deptaków – ulicy Oławskiej – Wrocław, tak nowe wiaty powstały w Szczecinie, tak też „umeblowano” wyremontowane warszawskie Krakowskie Przedmieście – te akurat inwestycje powstały dzięki współpracy z firmą AMS.

Nowoczesny kiosk na wyremontowanym Krakowskim Przedmieściu

Nowoczesny kiosk na wyremontowanym Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. W tej samej stylistyce utrzymane są inne elementy małej architektury, w tym wiaty przystankowe © AMS

Dopiero w 2011 roku, po utworzeniu Zarządu Komunikacji Miejskiej, który ma powstać od stycznia, zapadnie decyzja, czy tramwajami będzie zarządzać MPK, czy też nowa, specjalnie w tym celu utworzona spółka. Modele są różne: Poznań czy Grudziądz – żeby podać przykłady miast różnej wielkości – postawiły na jedną spółkę, przy czym należy zaznaczyć, że eksploatują tramwaje od kilkudziesięciu lat, więc i doświadczenie mogły zdobyć, z kolei np. Warszawa czy Elbląg mają wydzielone osobne firmy komunalne (Tramwaje Warszawskie, Tramwaje Elbląskie) do obsługi wyłącznie tramwajów, których eksploatacja przecież różni się od utrzymywania autobusów.

Osobną spółkę tramwajową ma także Górny Śląsk i chyba o tamtejszych tramwajach myślał jeden z malkontentów na czacie, który zarzucił, że tramwaje są głośne i trzęsące, przez co zupełnie nie pasują do miasta-ogrodu, jakim ma być Olsztyn. Spotkał się z celną ripostą prezydenta, że takie wozy znajdzie już głównie w muzeach – Olsztyn będzie przecież zamawiał najnowocześniejszy tabor, jaki jest obecnie na rynku. Wspomniałem Górny Śląsk nie bez powodu. Miasto trochę strzeliło sobie w kolano przy raporcie środowiskowym, w którym znalazła się analiza hałasu wywoływanego przez tramwaje. Szkopuł w tym, że badanie przeprowadzono w Katowicach, Zabrzu i Bytomiu, a tabor i torowiska w aglomeracji katowickiej są najbardziej wyeksploatowane w Polsce. Ostatnio dzieje się tam nieco lepiej (nie licząc udanego zamachu na tramwaje w Gliwicach, za co – miejmy nadzieję – spotka tamtejszego prezydenta kara w wyborach samorządowych), ale nadal opieranie się na badaniach hałasu wywoływanego przez kilkudziesięcioletnie tramwaje na kilkudziesięcioletnich torach nijak się ma do nowoczesnych wagonów na pachnącym nowością torowisku. To trochę jak porównywanie głośności Kamaza z osobowym Volvo. Podejrzewam, że przyczyną takiego stanu rzeczy było pójście na łatwiznę wykonawcy raportu środowiskowego – przygotowywała go firma Collect Consulting z Katowic, która zatrudniła lokalnego podwykonawcę i tak powstało to opracowanie. W związku z tym będziemy mieli lepsze niż potrzeba zabezpieczenia antyhałasowe, co akurat złe nie jest, ale osoby odpowiedzialne za projekt nie powinny dawać sobie wciskać takich produktów.

Wraz z pojawieniem się tramwajów i biletu elektronicznego zmienić ma się też taryfa opłat za przejazdy komunikacją miejską. Wiadomo, że pojawią się bilety czasowe upoważniające do przesiadki. Czy jednak zastąpią całkowicie obecne bilety jednorazowe (złe rozwiązanie), czy też poszerzą ofertę i będą funkcjonować jednocześnie z nimi (rozwiązanie dobre) – jeszcze nie wiadomo.

Automat do sprzedaży biletów na warszawskim przystanku Muranowska

Automat do sprzedaży biletów na warszawskim przystanku Muranowska © OlsztyńskieTramwaje.pl

Niedobrą i niezrozumiałą decyzją jest rezygnacja z wyposażenia tramwajów w biletomaty. Automaty do sprzedaży biletów i doładowywania kart elektronicznych pojawią się co prawda na przystankach, ale umieszczenie ich w pojazdach jest dużo lepsze. Przede wszystkim nie na każdym przystanku da się postawić biletomat, a tramwajów będzie na początek kilkanaście (oby 13, a nie 11 – czyżby ktoś był przesądny?) i z powodzeniem można by umieścić taki automat w każdym pojeździe. Żaden gapowicz nie wytłumaczyłby się już, że na jego przystanku nie było, gdzie kupić biletu. Uczciwie płacącym za przejazdy należy zaś ułatwiać korzystanie z transportu publicznego. Mają biletomaty w tramwajach Warszawa, Kraków, Poznań, w stolicy spotkać je można także w najnowszych autobusach – to już standard w przypadku nowych zamówień i pojazdów. Nie bez znaczenia jest też fakt, że automat w pojeździe jest o niebo mniej narażony na zniszczenie przez wandali.

I na koniec o wyborczej marchewce. Prezydent Grzymowicz odpowiadając na pytania internautów stwierdził, że przyszła rozbudowa sieci tramwajowej „może dotyczyć” Dajtek, Likus i Redykajn (z pytania o ulicę Bukowskiego prezydent dyplomatycznie się wykręcił). Można powiedzieć, że przecież nie jest to obietnica, a jedynie stwierdzenie, że nie wyklucza się takiej możliwości. Szkopuł w tym, że uczciwiej byłoby powiedzieć, że budowa linii na wspomniane osiedla, gdzie mamy niemal wyłącznie zabudowę jednorodzinną, a więc mniejszą gęstość zaludnienia i tym samym mniej pasażerów, raczej nigdy nie będzie opłacalna i tam wystarczy dobrze zorganizowana komunikacja autobusowa (to może jednak nie wyrzucajmy z projektu buspasów na Bałtyckiej?). Pocieszające jest w tym jedno. Prezydent Grzymowicz rozumie, że tramwaj jest czymś, co może mu zdobyć zwolenników, a to z oczywistego powodu – to po prostu naprawdę świetne rozwiązanie przyjazne mieszkańcom. I miejmy nadzieję, że to dobrze wróży olsztyńskim tramwajom.





NIK: poważne opóźnienia w projekcie tramwajowym

1 07 2010

Najwyższa Izba Kontroli przeprowadziła kontrolę realizacji projektu tramwajowego w latach 2007-2009 i oceniła ją negatywnie. W pierwszych dniach kwietnia dotarło do ratusza tak zwane wystąpienie pokontrolne, w którym NIK wskazuje, jakie nieprawidłowości znalazła w przygotowaniu projektu.

Samochód w jedną stronę, tramwaj w obie

Właściwy kierunek jest znany, ale w przypadku tramwaju jeszcze nie wszystko jest pewne, więc tym bardziej warto uważać i na projekt chuchać i dmuchać © OlsztyńskieTramwaje.pl

Zarzuty dotyczą trzech spraw: podawania w raportach nieprawdziwej daty opracowania studium wykonalności, nieinformowania Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości, która projekt nadzoruje i ma w 85% finansować pieniędzmi unijnymi, o miejscach i terminach posiedzeń komisji przetargowych oraz poważnych opóźnień w przygotowaniu projektu. Miasto dwukrotnie (w czerwcu i grudniu 2009 roku) podało w comiesięcznym raporcie dla PARP nieprawdziwą datę otrzymania studium wykonalności. Formalnie ratusz odebrał ten dokument 6 sierpnia 2009 roku, a we wspomnianych raportach pojawiła się data o pięć miesięcy wcześniejsza – 6 marca 2009 roku. Pełnomocnik projektu w wyjaśnieniu dla NIK stwierdził, że „omyłkowo” podano datę otrzymania w mailu „wersji roboczej”.

Na mocy umowy magistrat ma obowiązek informować PARP o terminie i miejscu każdego z posiedzeń komisji przetargowych. W przypadku postępowań dotyczących sporządzenia studium wykonalności i wyboru inżyniera kontraktu nie wywiązał się z tego obowiązku ani razu! Nie poinformowano PARP o miejscu i terminie żadnego z trzech posiedzeń komisji przetargowych!

Zabytkowy tramwaj przed katedrą św. Elżbiety na Hlávnych námiestiach w Koszycach

Miejscy urzędnicy traktują tramwaj tak niefrasobliwie jakby chodziło o czyjś kaprys albo historyczną dekorację, a nie środek transportu, który poprawi jakość życia kilkudziesięciu tysięcy olsztynian. Na zdjęciu: zabytkowy tramwaj przed katedrą św. Elżbiety na Hlávnych námiestiach w Koszycach © OlsztyńskieTramwaje.pl

Poważne opóźnienia zaś dotyczą trzech kluczowych dla realizacji całego projektu dokumentów: studium wykonalności, raportu o oddziaływaniu inwestycji na środowisko i tzw. programu funkcjonalno-użytkowego. Pierwszy z tych dokumentów – studium wykonalności – miał być opracowany do 30 stycznia 2009 roku. Oficjalnie miasto odebrało go dopiero 188 dni (czyli ponad pół roku) później – 6 sierpnia 2009 roku. Opóźnienie wynikało po części z winy wykonawcy – firmy IMS, która nie opracowała studium na czas, ale także z winy miasta. Od 13 lutego do 31 marca 2009 roku, czyli przez 47 dni prace nad studium były wstrzymane, bo nikt nie potrafił podjąć decyzji, który z wariantów trasy tramwajowej będzie realizowany. Widać tu ewidentnie asekurowanie się urzędników – 15 lutego i 1 marca 2009 roku odbywały się w Olsztynie przedterminowe wybory prezydenckie i najprawdopodobniej nikt nie chciał podjąć decyzji, zanim nie pojawi się nowy prezydent. A czas biegł…

Ratusz nie przygotował też na czas raportu o oddziaływaniu na środowisko, bez którego niemożliwe jest wydanie decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach inwestycji (popularnie zwanej decyzją środowiskową), a ta jest dokumentem niezbędnym przy podpisaniu umowy z PARP na dofinansowanie. NIK-owi magistrat tłumaczył to przedłużającym się wyborem inżyniera kontraktu, co nie zmienia faktu, że opóźnienie tak czy owak wynikło z opieszałości urzędników. Umowę na sporządzenie raportu zawarto z wykonawcą 26 lutego 2010 roku, miał on być gotowy do 12 maja 2010 roku. Czy został sporządzony? Nie wiadomo – przedstawiciele ratuszowej komórki realizującej projekt nie odpowiedzieli na zadane przeze mnie mailem pytania. Raport i decyzja środowiskowa są niezbędne do złożenia wniosku w PARP, co miało nastąpić z końcem maja 2010 roku. Tak się nie stało – termin został przedłużony o miesiąc, czyli do 30 czerwca 2010 roku. Tego dnia do PARP powinien zostać złożony wniosek o dofinansowanie z kompletem dokumentów.

Pesa 121N na pętli Saperów w Elblągu

O pieniądze z Unii Europejskiej na rozwój sieci tramwajowej i zakup nowego taboru stara się wiele miast, choćby sąsiedzki Elbląg. Na zdjęciu: Pesa 121N na pętli Saperów w Elblągu © OlsztyńskieTramwaje.pl

Czy tak się stało? Na sesji Rady Miasta 30 czerwca 2010 właśnie prezydent Piotr Grzymowicz poinformował radnych, że wniosek tego samego dnia zostanie złożony. Czy jednak z kompletem dokumentów? To wydaje się niemożliwe. Co prawda ratusz nie odpowiedział mi także na pytanie, czy raport środowiskowy został ukończony, ale by tak było, musiałyby się odbyć w czasie jego opracowywania konsultacje społeczne. Te najpierw zapowiadano na kwiecień, potem na maj, a potem zapadła cisza i termin żadnego z trzech planowanych spotkań z mieszkańcami nie został jeszcze nawet wyznaczony. Czy to oznacza, że miasto uzyskało od PARP zgodę na późniejsze dostarczenie części dokumentów? I na to pytanie nie doczekałem się odpowiedzi. Jeśli jednak wysłano niekompletny wniosek bez wcześniejszego uzyskania zgody PARP, to może on zostać potraktowany jako niekompletny i odrzucony, a pieniądze przepadną i zostaną przekazane na inny projekt z listy rezerwowej. Oznaczałoby to najprawdopodobniej koniec projektu tramwajowego, bo Olsztyn sam nie udźwignąłby jego kosztów.

Urzędnicy nie zdążyli także na czas przygotować programu funkcjonalno-użytkowego inwestycji. Miał być on gotowy na 1 marca 2010 roku – kontrolerom NIK powiedziano, że opóźnienie wyniesie dwa miesiące i dokument zostanie przygotowany na 30 kwietnia 2010 roku. Tego dokumentu próżno jednak szukać – podobnie jak raportu środowiskowego – w Biuletynie Informacji Publicznej czy na stronie internetowej projektu. Na pytanie, czy program już jest – chyba nie muszę tego dodawać – olsztyńscy urzędnicy mi nie odpowiedzieli.

Przy projektach finansowanych z funduszy unijnych przestrzeganie procedur, terminowość i kompletność dokumentacji to kluczowe sprawy, bo najdrobniejsze naruszenia czy nieścisłości mogą skutkować wstrzymaniem lub odebraniem finansowania. Gdyby tak stało się z projektem reaktywowania olsztyńskich tramwajów, byłaby to nie tylko ogromna strata dla mieszkańców, którzy nie dostaliby nowego, lepszego środka komunikacji, ale także gigantyczny skandal, potężna rysa na wizerunku i niebezpieczeństwo utraty wiarygodności Olsztyna. Miejmy nadzieję, że do tego nie dojdzie.

POSTSCRIPTUM

2 lipca, czyli dzień po opublikowaniu tekstu, otrzymałem odpowiedzi z Urzędu Miasta. Wyjaśniają one kilka ważnych kwestii, więc cytuję je poniżej.

Raport i wniosek o wydanie decyzji o oddziaływaniu na środowisko zostały złożone w Wydziale Środowiska Urzędu Miasta. Teraz raport jest opiniowany przez Regionalną Dyrekcję Ochrony Środowiska i Sanepid. Po uzyskaniu opinii i wniesieniu ewentualnych uzupełnień i poprawek, raport zostanie umieszczony na stronie internetowej projektu.

Spotkania konsultacyjne odbędą się w ramach wydawania decyzji o oddziaływaniu inwestycji na środowisko, po wyłożeniu raportu.

Jest przygotowana robocza wersja programu funkcjonalno-użytkowego. W chwili obecnej program jest uzupełniany o zgłoszone poprawki i uwagi.

Wniosek [o dofinansowanie inwestycji – red.] nie został jeszcze złożony. Odbyło się spotkanie z przedstawicielami PARP-u, na którym omówiono stan zaawansowania projektu oraz termin złożenia wniosku o dofinansowanie. Termin na złożenie wniosku – do końca sierpnia 2010 roku.








%d blogerów lubi to: